~Louis~ Wyszedłem z
gabinetu z zamiarem juz wróżenia do domu. Na dole moja sekretarka kłóciła się z
Avalon. W zasadzie obie mogły by się zaraz zagryźć.
- Co jest kurwa ?
- No właśnie Kurwo.
- No chyba do
siebie mówisz - warknęła Ava.
- Co tutaj się dzieje ?!
Kochanie ? - objąłem Avę w talii.
- Ugh nie ważne. Chodźmy
już, bo ją rozszarpie.
- Odpowiedz.
- Posprzeczałyśmy się -
ratowała Emily tyłek.
- Emily zwalniam Cie.
- No niby dlaczego?!
- BO TAKIE MAM KURWA
PRAWO !
- Nie bez podstaw!
- Gdzie raport ?
- W komputerze.
- Czyim ?
- No moim. - Wywróciła
oczami dalej zabijając wzrokiem Avalon.
- Powinien być na moim,
wczoraj. Nie wykonujesz poleceń, jesteś opryskliwa a do tego wyzywasz moją
dziewczynę.
- A ona to nie lepsza.
- Ona może. Dowiem się o
co poszło ?!
- Lou, kochanie już nie
ważne prawda Emily? Pomyliła mnie z kimś i tyle.
- PYTAM !
- Okay. Uznałam ją za
kolejną ździrę z brzuchem która wmawia ze jest pan ojcem.
- Zejdź mi z oczy. -
mruknąłem i zaprowadziłem Avalon do samochodu.
- Masz - podała mi
zdjęcie usg i poszła na tył auta. Zapięła pas.
- Dlaczego siadłaś z tyłu
? - spojrzałem na nie i bez większych emocji schowałem do wewnętrznej kieszeni
kurtki.
- Bo lubię - przetarła
szybę ręką i oparła o nią głowę.
- Jak tam chcesz. -
ruszyłem w stronę centrum handlowego. Zaparkowałem w podziemnym
parkingu. Wow nie było korków.
- Chodź kobieto. -
otworzyłem jej drzwi. Wyszła i szła za mną po
centrum.
Wziąłem ją za rękę i
myślałem, że będę jej zęby z podłogi zbierał. No...nie często wykonuje
jakiekolwiek gest. Taki już jestem.
Zaprowadziłem ją do sklepu z meblami.
- Wybierz dla malucha. Co
chcesz.
- Mamy czas - odparła.
- Ava.. proszę Cie doceń.
- No to mówię. Mam
jeszcze cztery miesiące.
- Na co ?
- na wybór. Nie spieszy
mi się.
- Myślałem, ze
przygotujemy wszystko wcześniej, ale nie to nie. - było mi przykro. Wyszedłem. Poszliśmy gdzieś dalej.
Już nie trzymając się za ręce. Łaziłem za nią. Było mi
wszystko jedno. W zasadzie to nic nie
kupiliśmy. Wróciliśmy do domu. Chyba pojadę do chłopaków.
- Avalon wychodzę. O ile
wrócę to będę.
- Cześć.
- Nara. - Wyszedłem. Z Niallem i
Zaynem byliśmy w barze. Jak wróciłem było bardzo późno wiec od razu padłem do
łóżka. Zasnąłem dość szybko. Rano w domu nikogo nie było.
Nie obchodzi mnie to.
Staram się ? Źle. Nie staram ? Jeszcze gorzej. Kurwa.
Mam czasami ochotę
wyjechać i od wszystkie odpocząć. Zwłaszcza od
odpowiedzialności. Poszedłem do kuchni zrobić coś do jedzenia. Ooo nawet mam
list. ZAJEBIŚCIE.
Czuje się ostatnio źle.
Przygnębiony. Pobawiłbym się z Darcey. Ona mnie zawsze
rozwesela. Pojechałem do Stylesow. Mój aniołek. W końcu chrześniak.
- Wujaszek !
- Chodź mała. Porywam wam
dziecko.
- Koniu gdzie idziemy ?
- Na spacer i do wesołego
miasteczka. Zakładaj buty.
- Pomóż. - przyniosła
trampki.
- O litości - pomogłem
jej ubrać markowe buty. Wziąłem na ręce i wyszliśmy. No...Louis w swoim
żywiole.
~Avalon~
Zmarszczyłam brwi wyciągając portfel z torebki. Zapłaciłam za
bilet i poszłam na peron.
Jadę do rodziców. Wiem,
że on próbuje być... " dojrzalszy " ale jeszcze bardziej mnie
wkurwiał. Chyba...on po prostu tego
wszystkiego nie potrzebuje. Bycia ojcem, mężem itd. To nie jest Louis. Louis lubi
zabawę, adrenalinę i gang. A ja lubię takiego
Louisa.
I nie chce go zmieniać,
wiec niweluje problemy. Ja go kocham, on się męczy. Po co to komu?
Może gdybym spuściła
czasem z tonu... Najpierw musimy oboje odpocząć. Rodzice bardzo się
ucieszyli. Nie wiedziałam na ile zostanę. Myślałam o tym jak Louis
zajmował się Darcy.
Miał podejście do dzieci.
Ale ja nie chciałam...nie chciałam go zamykać w domu w pieluchach. Dopiero teraz
stwierdziłam, że się wkurwiam jak on tylko coś powie. Z drugiej strony.. kiedy
patrzyłam jak Harry martwi się o Monic... po prostu wiem, że Louis by tak nie
umiał. Wina leży po obu
stronach. Ten związek, układ czy cokolwiek był dziwny od samego początku. Ale go kocham. Kochać to tez pozwolić
odejść. Opadłam na łóżko i Głaskałam brzuch. - No to jak? Poradzimy sobie.
Dostałam smsa "
Avalon... przepraszam. Więcej Cie nie skrzywdzę. Rozumiem. Że nie chcesz mnie
więcej widzieć."
Przetarłam pięć razy oczy
zszokowana. Ktoś go zmusił do napisania tego? "Nie. To ja nie będę
krzywdzić ciebie rodziną. Nie ta bajka Louis".
- Próbuję, ale nie jest
mi łatwo. - wszedł do mojej sypialni. - Całe życie robiłem z siebie kretyna,
ale Ava ja mam 27 lat i ja w końcu muszę.. dojrzeć. Usiadłam gwałtownie.
Chwila, najlepiej ogarnę co powiedział, a potem mogę rozmawiać.
- Wiem, że doprowadzam
Cie do szału, ale Cie kocham. Ciebie i dziecko. I tak, uświadomiła mi to
czteroletnia dziewczynka w conversach.
- Żartujesz? Zaraz się
będziesz się śmiał, uważając ze jestem naiwna bo w to uwierzyłam. - miałam
nadzieję że tak nie jest.
- Więc takie o mnie
zdanie masz ? Może lepiej pójdę.
- Nie. Po prostu byłeś
tam, a ja tu i nagle jesteś tu i mówisz
i...jestem w szoku. Przepraszam.
- Wrócisz ze mną do domu
?
- Ale na pewno tego
chcesz?
- Gdybym nie chciał to by
mnie tu nie było
- Zapewne tak.
- Darcy jest ze mną jako
wsparcie...
- Chyba nie będzie
potrzebne. - Przytulił mnie i
pocałował w czoło Poczułam się dobrze. Bardzo.
Nareszcie.
- Oddasz mi za benzyne. -
wiem, że żartuje bo nadal przytula. Zamknęłam oczy na chwile.
Dziecko w moim brzuchu wariowało.
- Wracajmy, zanim się
ściemni.
- Wujku koniu wracamy do
tatusia ?
- Jasne mała.
- To chodźmy. - wzięła go
za rękę. Wyszliśmy z pokoju. Moi
rodzice nie za bardzo chcieli nas wypuścić. Louis nagadał im coś
o pracy. Pożegnaliśmy się i
wyszliśmy. W drodze powrotnej Darcy śpiewała. Miała ładny głos, ale
zaczynała mnie już boleć od tego głowa.
A tak jak czytając w
myślach zasnęła. Jest ślicznym i słodkim
dzieckiem. Pocałowałam ją w czoło i
przykryłam swoją bluzą.
- Jak się czujesz ?
- Dobrze. Znaczy jak
worek treningowy.
- Dlaczego ?
- Bo moje dziecko nic
innego nie robi od trzech godzin tylko się przewraca.
- Nasze dziecko. -
położył dłoń na moim brzuchu, a maluch w sekundzie sie uspokoił.
O! Odetchnęłam z ulgą. Uśmiechnął się i jeszcze
chwilę głaskał mój brzuch.
A ja się uśmiechałam do
niego.
- Darcy.. - zatrzymał się
i pogłaskał ją delikatnie po policzku.
- Coo? -zamruczała
zaspana.
- Jesteśmy w domku.
Chodź, zaniosę Cie do tatusia. - Wyciągnęła łapki i Lou ją
wziął na ręce. Zniknęli w willi. Zazdroszczę Monic tego
jak żyje. Ma wszystko. A ja
chcę...mam nadzieje ze teraz coś się zmieni. Zapomniałam wziąć wolne U
Harry'ego. Cholera.
- No i załatwione. -
Louis wsiadł do samochodu.
- Słodka jest.
- Darcy ?
- No tak.
- Tak trochę. Od dzisiaj
nie pracujesz.
- Wiedziałam, że mnie
zwolni.
- Ja Cie zwolniłem.
- Czemu?
- Bo jesteś w ciąży.
- Ale to nie choroba.
- Ale musisz się
oszczędzać.
- A jak urodze to wrócę?
- Zastanowię się. - Pokiwałam głową, a on
ruszył do domu.
~Harry ~
- Ale ja chce.
- Ale to nie jest koncert
życzeń.
- Chcę do wujka! -
zaczęła ryczeć. Machnąłem na nią ręką i
poszedłem do kuchni gdzie Monic szykowała kolację. Odechce jej się zaraz.
Albo znudzi. Cmoknąłem narzeczoną w policzek.
- Czemu mała płacze ?
- Bo chce do Tommo.
- Harry musisz jej
wprowadzić jakieś zasady bo ona przesadza.
- Zauważyłem. Niech się
uspokoi - po 10 minutach płacz ucichł. Gdy wszedłem do salonu nie było jej. W
pokoju tez. Nigdzie.
Boski!
OdpowiedzUsuńCuudowny!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :*
Buziaczki :*
A.
;o coś się dzieejee :*
OdpowiedzUsuńBoskii..;**
OdpowiedzUsuńO boże czyżby Darcy uciekła?
OdpowiedzUsuńŚwietny !!
OdpowiedzUsuńWujek koń xd
OdpowiedzUsuńa co do bloga świetny "!"
OdpowiedzUsuńJagzhskizhzshuz nie mogę się doczekać kolejnego ♥/Ola
OdpowiedzUsuń