- A ty swoje - usłyszałam za sobą, gdy stałam w kuchni.
- Muszę - mruknęłam pijąc sok. - Wypuść mnie.
- Wtedy Hazz znajdzie cię w twoim domu i będzie jeszcze gorzej - wytłumaczył.
Westchnęłam smutno patrząc na zegarek. Dochodziła 17. Czyli mogę podać obiad.
- Jaką ty masz korzyść z tej pomocy? - zapytałam wyciągając talerze. Jeju jaka ja byłam głodna.
- No po prostu nie jestem taki jak Harry.
Nie odpowiedziałam, ale na dźwięk jego imienia przeszedł mnie dreszcz. Starałam się odganiać od siebie złe wspomnienia, ale szło opornie. Każdy cios, jego ciemne oczy, ból.
Zaczęło mi się kręcić w głowie i zrobiło mi się słabo. Louis złapał moje ramię widząc, że coś się dzieje i posadził mnie na krześle. Dał szklankę wody, którą od razu wypiłam. Będzie moim koszmarem do końca życia.
~*~
Leżałam nieruchomo na łóżku. Zegar tykał wydając z siebie głośne dźwięki. Kolejną godzinę próbowałam zasnąć i nie mogłam. Może to przez strach? Może bałam się, że go zobaczę, że wrócił. Sama nie wiedziałam. Do tego byłam sama. Tomlinson wyszedł nie wiem gdzie, ale nie pytałam. W pewnym momencie usłyszałam trzask drzwi i kroki. Pomyślałam, że lepiej będzie posiedzieć z nim niż być tutaj i nieskutecznie próbować zasnąć. Wstałam z łóżka ubierając białe skarpetki, przeważnie chodziłam w nich. Ubrałam bluzę czując chłód i udałam się na korytarz. Zeszłam ostrożnie po schodach dziwiąc się, że Louis nie zapalił światła.
- Lou? - odezwałam się kierując do salonu.
Nie dostałam jednak odpowiedzi.
- Jesteś? - trochę się wystraszyłam.
Przecież wchodził. Słyszałam.
- Jestem kochanie - usłyszałam zachrypnięty głos za plecami.
Serce znów się zatrzymało. Czułam jakby miałam się zaraz udusić, bo nie mogłam złapać oddechu. Kilka kroków i zbliżył się do mnie. Silne ręce złapały moje biodra odwracając do siebie. Poczułam jeszcze większy strach, gdy wbił we mnie swoje ciemne spojrzenie. Zero śladu zielonego blasku. W ustach miał szluga. Wyjął go i wypuścił dym. Nie mogłam przewidzieć żadnego ruchu z jego strony.
- Tomlinson ratował ci tyłek, ale dzień dobroci się skończył - powiedział cedząc każde słowo.
Ariel właśnie teraz zabrakło ci odwagi?
Nie, nigdy jej w sobie nie miałam.
Moje myśli próbowały skumulować się w jakąś całość, ale słabo szło. Byłam roztrzęsiona, przerażona i cholernie bałam się tego co zrobi za chwile. Czy będzie bardzo bolało? Czy tym razem też to przeżyję? Zamrugałam kilkakrotnie patrząc na niego. Czemu on jest spokojny? Dlaczego nic nie robi? Przełknęłam z trudem ślinę i złapałam oddech. Błagałam, aby Louis wrócił. Niech drzwi się otworzą, a on mi pomoże. Po jednak dłuższym zastanawianiu doszłam do wniosku że to on mógł być zdrajcą? Nie miałam tej pewności, że powiedział Styles'owi gdzie jestem. Ale mógł to zrobić i wszystko układało by się w całość. Całość mojego koszmaru.
Powoli podniósł rękę i zdeptał rzucony na podłogę, niedopałek papierosa. Drugą dłoń ułożył na moim biodrze i przyciągnął mnie do siebie. Między naszymi ciałami nie było miejsca. Stałam z nim klatka w klatkę, będąc pewna że słyszy głośne i nie rytmiczne bicie mojego serca.
- Zabiorę cię tam gdzie jeszcze nie byłaś. - wychrypiał powoli poruszając wargami. Były pełne, bladoróżowe i pewnie idealnie całowały.
Oh, czyś ty zgłupiała Ariel?
Myślę o całowaniu mordercy, który zrobi ze mnie miazgę.
- Co ze mną zrobisz? - wydusiłam po parunastu sekundach.
Moje ciało drżało od nadmiaru emocji. Umysł nie chciał pracować i myśleć jasno.
- Księżniczkę mojego królestwa. - wymruczał.
~~~~~~~~*~~~~~~~~
No i to mi się podoba! Jak będzie tak dalej i będziecie dodawać tyle komentarzy,
a może więcej to ja będę motywowana. :D
No i to mi się podoba! Jak będzie tak dalej i będziecie dodawać tyle komentarzy,
a może więcej to ja będę motywowana. :D