piątek, 24 października 2014

Rozdział 25

- CO? - byłem w szoku.
- To nic groźnego. To znaczy. Tak często jest w przypadku bliźniaków
- Ale jednak.
- Jeżeli będą państwo dbać o leczenie to nie powinno to uprzykrzać mu życia.
- Dobrze...
- Gratuluję synów.
- Dziękuję - mruknąłem i wyszedłem na korytarz. Tam spotkałem Louisa i Avę.
- Hej...
- Hej. Jak Monic ? - spytała mnie dziewczyna.
- Ona? Śpi. A ty?
- Okej. Dostałam skurczy i spanikowałam.
- Rozumiem.
- A dzieci ? - spytał mnie Lou.
- Ee...
- Co ?
- Nie no nic...Jedno jest chore.
- Co ? Jak to ?
- A skąd ja mam wiedzieć czemu akurat to mój syn jest chory?
- Co mu jest ?
- Niewydolność serca. - Dziewczyna bez słowa mnie przytuliła. Na tyle, na ile pozwalał jej brzuch. Westchnąłem. Dobrze mieć przyjaciół.
- Tata.. - zapłakana Darcy przyszła do mnie.
- Tak? Co się stało?
- Gdzie byłeś  ?
- U lekarza słońce.
- Zostawiłeś mnie. - szlochała w moją szyję.
- Musiałem. Już dobrze.
- Wujcio koń. - wyciągnęła do niego rączki.
- Chodź - podniósł ją. Wyszedłem się przewietrzyć. Jestem ojcem. Mam 3 dzieci. Mam synów z Monic. Jest dobrze...Źal mi tego najmłodszego. Zrobię wszystko, żeby był szczęśliwy.
Usiadłem na schodkach przed szpitalem.
- Ej stary. - Louis usiadł obok mnie.
- Hm? - mruknąłem.
- co jest ?
- Nic. Musze się przewietrzyć.
- Chcesz pogadać ?
- To nie sprawiedliwe.
- Przecież to nie wasza wina.
- Ale czemu on...
- Może Monic ma jakieś problemy i to po niej.  ?
- To wtedy się zacznie obwiniać.
- Nie dręcz się tak. - Westchnąłem i przetarłem twarz.
- Monic się obudziła. Zabrali ją na badania.
- Dobra. Wracamy.
- Będzie dobrze.
- Na pewno - wszedłem do szpitala.
- Tato. Znowu mnie zostawiłeś.
- Chodź pójdziemy do mamy.
- Chce do domu. Masz mnie zawieźć.
- Louis zawieziesz ja ?
- Ona ciągle chce do Ciebie Harry.
-Nie mogę z nią jechać.
- Ona Ci zaraz uśnie. - Wziąłem dziewczynkę na ręce i przytuliłem. Faktycznie po chwili zasnęła. Wszedłem do sali. Monic wróciła. Kiedy mnie zobaczyła odwróciła wzrok.
- Hej skarbie. Jak się czujesz? - wziąłem ją za rękę. Darcy leżała obok niej.
- Przepraszam. - powiedziała nadal na mnie nie patrząc.
- Kochanie to nie twoja wina.
- Moja.
- Nie. Nasz synek jest zdrowy i będzie szczęśliwy.
- Jeden tak.
- Drugi też.
- On nie jest zdrowy Harry !
- Jest. Nic mu nie będzie.
- Ma tą sobą chorobę co ja.
- Nie mówiłaś.
- Nie wiedziałam, że to dziedziczne. Przepraszam. Wiem, że już mnie nie chcesz. Rozumiem.
- Przestań mówić takie rzeczy.
- Przeze mnie nasz synek jest chory.
- Nie przez ciebie.
- A przez kogo ?!
- Po prostu tak jest. Trudno. - Wreszcie na mnie spojrzała. Płakała. Pocałowałem ją i otarłem łzy. Popatrzyła na Darcy i uśmiechnęła się smutno.

- Wszystko będzie dobrze. Jak chcesz ich nazwać?
- Olivier i Daniel.
- Okay. Bardzo ładne.
- Chcesz to zmień.
- Nie chcę - poszedłem wypisać akty. Kiedy wróciłem Darcy siedziała na łóżku rozmawiając z Monic.
- Zaraz przywiozą maluchy.
- Fajnie.
- Braty ?!
- Tak.
- Wreszcie.
- Wreszcie wreszcie dzwońcu - połaskotałem ją.
- Braty będą fajne.
- Bracia Darcy.
- Braty.
- Bracia.
- Braty. - skrzyżowała rączki na piersi.
- Bracia.
- Nie.
- T-A-K.
- Braty i tak. - wróciła do rozmowy z Monic ignorując mnie. Przywieźli naszych synów.
Monic była szczęśliwa A ja uśmiechałem się widząc tę czwórkę. 2 dni później byli już w domu. Układałem Oliviera w łóżeczku.
- Harry kolacja.
- Już zaraz...
- Tatoo
- Idę - wyszedłem.
- Harry ? - Monic podbiegła do mnie z dużym uśmiechem.
- Tak kochanie - Przyciągnąłem ją.
- Widzę swoje stopy !
- Jak super!
- Ty nie wiesz jakie to uczucie. - Pocałowałem ją i wziąłem na ręce. Zaniosłem królewnę do stołu.
- Tato ? - Darcy weszła mi na kolana.
-Słucham ?
- Kiedy będzie ślub ?
- Nie wiem.
- A czemu nie wiesz ? - czekaliśmy aż Monic poda nam posiłek.
- No nie wiem. Nic nie ustaliliśmy.
- A może.. zróbmy mamusi niespodziankę ? - przytuliła się do mnie.
- Ooo dobry pomysł.
- A mogę Ci pomóc ?
- Jasne.
- To super. - Uśmiechnąłem się. Mam genialną córkę. Siedziała na moich kolanach jedząc kolację.
- Kochanie?
- Tak Harry ?
- Masz jakieś wymarzone miejsce?
- Rodos.
- Okay. Teraz to nie pojedziemy. Wiesz dzieci.
- Wiem, rozumiem. Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Darcy. Przyda mi się jej gust.
- Cii.. - przyłożyła paluszek do ust kiedy Monic się odwróciła. 

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 24

Wyszedłem przed dom. Próbowała skubana furtkę otworzyć. Złapałem ją za rękę i zaciągnąłem do domu. Zaraz jej takie piekło  zrobię, że będzie miała powód do płaczu.
- Oszalałaś dziecko do końca?! Kto ci pozwolił wyjść z domu?!
- Powiedziałam, że chcę do wujka ! - zaczęła na mnie krzyczeć
- Nie podnoś na mnie głosu Darcey! Nie będziesz mieć wszystkiego czego chcesz i to w końcu zapamiętaj! A jak dalej będziesz się tak zachowywać to stosunki między nami będą okropne, a ja nie spełnię już żadnej twojej prośby.
- Tatuś. - zrobiła smutne oczy.
- Do pokoju.
- Ale tatusiu.. - przytuliła się do mojej nogi.
- Przeprosisz i pójdziesz na górę. - Chciała uciec do Monic, ale złapałem ją za kaptur od bluzy i zawróciłem. 
- Czekam na przeprosiny Darcy. Albo w ogóle nie będziemy gadać i już możesz iść do siebie.
- Tatuś przytul.
- Darcey.
- Proszę.
- Nie. Nie to słowo.
- Przepraszam.
- Za co?
- Za to, że jesteś frajer. - pobiegła na górę.
- Przegięła. - Poszedłem za nią i pierwszy raz w życiu ją uderzyłem. Dostała klapsa. Nie mocno, ale musiała w końcu pewne rzeczy zrozumieć.
- Jestem twoim ojcem i nie życzę sobie, żebyś tak do mnie mówiła - warknąłem.
- Nienawidzę Cie ! Mamo ! - pobiegła zaryczana na dół. Zawróciłem ją do pokoju i trzasnąłem drzwiami. Zszedłem do kuchni.
- Co ty jej zrobiłeś ?
- Nic.
- Powiedziała, że ja uderzyłeś. - Wywróciłem oczami.
- Dostała w tyłek i to nie mocno. Przesadza. - Narzeczona zbeształa mnie wzrokiem i poszła na górę. Tak no pewnie. Trzyma jej stronę. Minęło może 10 minut, a Darcy przyszła do kuchni.
- Tatusiu ?
- Słucham  - mieszałem cukier w herbacie. Weszła mi na kolana.
- Przepraszam, że byłam niegrzeczna. - Spojrzałem na nią. No i się dogadaliśmy. Była bardzo smutna. Dałem jej buziaka. Przytuliła się do mnie mocno.
- No już mała.
- No bo... wujaszek się ze mną bawi i zwraca na mnie uwagę, a ty nie.
- Wcale nie. Darcy po prostu mama teraz też potrzebuje dużo uwagi.
- Ale ja też potrzebuję tatusia. - pociągnęła nosem.
- Wiem skarbie. - Dreptała mi po nogach przytulając się. Chyba nie wie, że nie waży już 10 kg. Pocałowałem ją w czoło.
- To w co się bawimy?
- Chodź.. - zaprowadziła mnie do ogrodu i kazała rozpalić ognisko. Zrobiłem jak prosiła.
Pobiegła do Monic i przyniosła pianki. I razem siedzieliśmy przy ognisku. Później przyszła moja narzeczona. Przytuliłem je obie do siebie.
- Tato spaliłeś piankę !
- Ups.
- Pogramy w chowanego ? - było już ciemno. Nie wiem czy to dobry pomysł.
- A jak się zgubisz?
- To w domku.
- Dobrze, ale nie w piwnicy.
- A cemu ?
- Nie możesz tam wchodzić.
- A czemu ?
- Po prostu.
- Dobra tatuś.
- To biegnij się chować. - Poszła do domu. Chciałem iść za nią, ale Monic złapała mnie za rękę.
- No co ?
- Co jest w piwnicy ?
- No azyl.
- Coś jeszcze ?
- Nie.
- A gdzie trzymasz broń ?
- U chłopaków.
- Niech Ci będzie. - poszła do domu. Poszedłem za nią i szukaliśmy małej.
- Mam Cie. - powiedziała Monic wyciągając ją z szafy w pokoju gościnnym.
- AA! - pisnęła śmiejąc się.
- Ja pójdę się położyć. - powiedziała przyprowadzając ją do mnie. - Dobranoc. - dała Darcy buziaka i poszła na górę.
- Chodź - wykąpałem córeczkę i usypiałem. Kiedy wszedłem do sypialni, Monic już spała.
Pocałowałem ją w czoło i sam poszedłem pod  prysznic. Noga jest już prawie wyleczona. W końcu. Nie mogę ledwo chodzić kiedy muszę się nimi opiekować. Dobrze, że już nie czuję bólu. Wróciłem do łóżka i też zasnąłem.

~*~

Darcy miała dziś urodziny. Przyjęcie odbywało się w restauracji. Monic jest już strasznym grubasem. Ale wszystko rozwijało się prawidłowo. Moi synowie. Jestem bardzo szczęśliwy.
- Tata zobacz ! - Darcy przybiegła do mnie i pociągnęła mnie za rękę. Louis kupił jej konia. Znaczy. Sztucznego konia.
- Wow...fajny. podziękowałaś ?
- Tak tatusiu.
-No to super.
- Wujaszek Niall ! - olała mnie i pobiegła do niego, a ja wróciłem do mojej narzeczonej. Położyłem rękę na jej brzuchu 
- Jak moi chłopcy ?
- Pomóż mi wstać. - Objąłem ją pomagając się podnieść.
- Harry.. jestem taka gruba. - zaraz się rozpłacze. Ona ostatnio ciągle płacze.
- Jesteś piękna.
- Ałć.. Ałałałałałała.. - usiadła na krześle.
- Co się dzieje ?
-Kopią.
- Ty lepiej siedź.
- Lewy uspokój się tam ! - Zaśmiałem się i poszedłem przywitać następnych gości,
Darcy była taka zadowolona. Cieszyłem się, że jest szczęśliwa.
- Tatku !
- Słucham.
- Dziękuję. - wyciągnęła rączki, żebym ją przytulił. Podniosłem ja i pocałowałem w czoło.
Przytuliła się mocno.
- Kocham cię.
- Ja Ciebie też tatku.
- No ja wiem.
- A skąd wiesz ?
- Bo jesteś moją córcią. - Zaśmiała  się i pobiegła do Zayna. Przyszedł czas na tort.
Najpierw musiałem pomóc Monic wstać co też nie było takie łatwe bo ciężko jest ją objąć.
Ale udało się. Podeszliśmy do córki, która zdmuchiwała świeczki. Potem wziąłem ją na ręce. Dała mi buziaka, potem mamie, a potem pocałowała " bratów " jak to ona mówi.
Wszyscy byliśmy dzisiaj szczęśliwi. Ona taka radosna z każdego prezentu.
- Heri. - Louis.
- Lułi
- Ta Twoja narzeczona strasznie gruba jest. Ava tak nie wygląda.
- Bo to są bliźniaki?
- Ta ?
- Dwóch synów.
- Gratuluję.
- Dziękuję. A ty?
- Córka.
- No to też gratuluję.
- Dzięki.
- Ale już wszystko okay?
- O co pytasz ?
- O wasz..hm układ?
- Związek do cholery.
- No to związek.
- Już dawno. Już mi zepsułeś humor. Darcey ! Masz ojca osła wiesz ?
- No przestań - szturchnąłem go. - Naprawdę się ciesze.
- I tak masz ojca osła. - wziął ją na ręce i gdzieś zaniósł, a po pomieszczeniu rozniósł się jej śmiech. Darcy uwielbia jak ktoś ją nosi.
Poszedłem do Avy. 
- To poważnie będzie córka czy on o czymś nie wie?
- Córka Harry.
- Więc tobie też gratuluję.
- Dzięki. - Przyjęcie trwało jeszcze dwie godziny. Darcy była wykończona podobnie jak Monic. Obie poszły spać. Siedziałem i skręcałem meble. Monic może urodzić w każdej chwili.
Wszystko musi być gotowe. Pierwsze łóżeczko gotowe. Jeszcze jedno i reszta mebelków. No do rana mi zejdzie.
- Ha-Harry ! - usłyszałem krzyk. Wstałem i pobiegłem do sypialni. 
- Co się dzieje?
- Wody mi odeszły.. - jęknęła zwijając się z bólu.
- O cholera.... - wziąłem telefon. Zadzwoniłem po karetkę i do Louisa. Louis zajął się Darcy, a ja pojechałem z Monic.
- Spokojnie kochanie.. jestem z Tobą. - Powtarzałem co chwila. Moja ręka była miażdżona. Na szczęście na porodówce dostała znieczulenie. Dziwię się, że nie zemdlałem. Byłem z nią przez cały poród. Aż dostałem syna na ręce. Tego nie da się opisać. Uczucie kiedy trzymasz takiego malucha na rękach...O Boże. Był cudowny,. Drugi też. Spojrzałem na Monic. Była wykończona i bardzo obolała.
- Śpij - pocałowałem jej czoło. Przewieźli ją na salę, a chłopców wzięli na badania.
Wyszedłem na korytarz. Darcy sama siedziała na krześle.
Kucnąłem przestraszony obok niej.
- Gdzie jest wujek? - spytałem.
- Tam. - wskazała palcem gabinet ginekologiczny.
- A długo siedzisz sama?
- Nie. Gdzie braty ? - weszła mi na ręce.
- Bracia kochanie. Na badaniach.
- Nie bo braty. A mama ?
- Śpi.
- A wujek i ciocia tam. Bo ciocia płakała, że ją boli.
- Może też rodzi.
- Niee..
- Zobaczymy potem.
- Co robimy tatku ?
- Czekamy.
- Ale ja chcę spać.
- To śpij na rekach. - pocałowałem ją w czoło. Wtuliła się i chwilę później zasnęła.
Poszliśmy do sali Monic. Usiadłem z Darcey na kolanach. Nie mam siły już trzymać jej na rękach. Ciekaw byłem za ile wrócą chłopcy.
- Panie Styles ? - zawołała mnie pielęgniarka.
- Tak?
- Może pan położyć córkę na łóżko obok mamy, a pana zapraszam ze mną. - Tak zrobiłem. Wyszedłem za kobietą. Zaprowadziła mnie do lekarza.
- O co chodzi?

- Pana  młodszy syn ma niewydolność serca. 
Szablon wykonała Clary G