Linia życia naszych serc

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 38

*** Wiele lat później *** 

~ Harry ~

Odebrałem Nell i chłopców z kina. Będą spać u nas. W domu Darcy strasznie się stroiła. Cały czas latała z pokoju do łazienki.
- Co robisz dziecko?
- Ubieram się, ojcze.
- A gdzie wychodzisz córko?
- Z MOIM CHŁOPAKIEM na kolację.
- OKAY DOTARŁO. - Zdjęła sukienkę z zamiarem założenia innej, a mnie cholera wzięła. Co ona  ma na sobie za bieliznę ?!
- Co to za bielizna Darcy?
- Nigdy nie widziałeś koronkowej bielizny ?
- Tak. U mamy jak szła ze mną do łóżka.
- Fuj ?
- Sama jesteś fuj.
- W genach po Tobie.
- Nie. Twoja matka była fuj. Wystarczy.
- Jasne.
- Wracasz na noc?
- Nie.
- Uff.
- Cieszysz się, że śpię u Nialla ?
- Tak. Ale bez seksu?
- Tato nigdy nie widziałam penisa.
- I nie spiesz się.
- Jak Niall będzie chciał mieć dziecko to mu je urodzę.
-Ty się  nauką zajmij a nie dziećmi.
- A ty mi nie mów co mam robić. - nałożyła na usta czerwoną szminkę.
- Darcy - upomniałem ją.  - Zastanów się co mówisz. To żadna przyszłość urodzić i w domu siedzieć. Twoja mama przynajmniej studiowała.
- Która ? - zrozumiałem sugestię w jej wypowiedzi. Założyła na nogi szpilki. - Jak wyglądam ?
- Monic. Świetnie.
- To ja idę. - cmoknęła mnie w policzek i prawie sobie nogi połamała.
- Monic! Chodź tu. - Przyszła do mnie ubrudzona w mące. Przerzuciłem ją przez ramię. Dzieci i tak coś robiły.
- Zostaw.
- Nie. Idziemy do łóżka.
- Nie chcę. Nie mam ochoty na seks.
- A ja mam ochotę na dziecko.
 -O nie. Nie ma mowy.
- Chcę mieć syna i go zrobię.
- Chyba jak mnie zgwałcisz.
- Chyba nie chcesz być gwałcona.
- Nie urodzę Ci dziecka. Wybacz.
- Bo?
- Bo nie chcę mieć już dzieci
- Proszę.
- Harry nie. Jestem za stara. - pocałowała mnie w policzek i chciała iść na dół.
- Nie jesteś.
- Nie chcę mieć więcej dzieci. To moja ostateczna decyzja.
- Skarbie Proszę.
- Wystarczy nam 4. Nie urodzę dziecka w wieku 40 lat
- Nie masz jeszcze 40 lat.
- 39. Zanim urodzę, będę miała 40. Kiedy dziecko będzie miało 10 ja 50.
- No to co.
- No to to. Nie.
- Jezu.
- Co Jezu ?! To nie ty nosisz malucha 9 miesięcy pod sercem ! To nie ty nie śpisz po nocach przez ból pleców ! To nie Ty potem rodzisz dziecko w okropnych bólach ! Zrozum to, że ja już nie mam siły ! - odepchnęła mnie i poszła na dół. - Wywróciłem oczami i sprawdziłem co robią. I tak będę miał synka i tak. Zrobię jej go podstępem, a ona grzecznie mi go urodzi.
Przecież nie usunie. Będzie je kochać. Poszedłem do łazienki i znalazłem jej tabletki antykoncepcyjne. Podmieniłem je na takie, na wzmożenie płodności. No i załatwione. Zszedłem na dół. Tylko teraz, żeby ze mną do łóżka poszła. Muszę jakoś ją upić. Albo.. uwieść. Poszedłem do kuchni i stając za jej plecami objąłem dłońmi jej piersi. Delikatnie je masowałem czując jak jej oddech przyspiesza. Wiedziałem gdzie najbardziej lubi jak je uciskam i jak mam to robić. Wiedziałem o niej wszystko. Lata praktyki. Całowałem jej szyję.
Jak się postaram to potrafię doprowadzić ją do orgazmu przez sam masaż piersi.
- Podoba ci się kochanie.
- Podoba, co nie znaczy, że rozłożę Ci nogi, a za 9 miesięcy urodzę dziecko.
- Przecież bierzesz tabletki.
- Powiedziałam chyba, że nie mam ochoty na seks.
- Zawsze . może ci się zachcieć
- Nie. - ale jest na mnie zła. Nie wiem o co.
- No dobra to o co ci chodzi.
- O to, że wymuszasz na mnie ciążę.
- Bo chce synka.
- A ja nie czuje się na siłach. Potrafisz to uszanować ?
- Jesteś cudowną matka. Przy porodach są znieczulenia
- Chcesz dziecko, którego nie będę kochała ? Okej. Chodź.
- Dlaczego mówisz, że nie będziesz go kochać. No słucham.
- Bo go nie chcę. Dlatego.
- Darcey zaraz nie będzie. Oli to w ogóle "nie ma dziecka" Caroline ma kota,  a Daniel to Daniel. To adoptujemy.
- Dobrze. Urodzę TWOJE dziecko i TY sobie je wychowasz.
- Nie. Jesteśmy małżeństwem i razem byśmy je wychowali. Nie chcesz rodzic to mówię. Weźmy 4 latka który sam siedzi w domu dziecka.
- Nie.
- Bo?
- Bo nie chce mieć już dzieci.
- Poddaje się - wyszedłem z kuchni.
- Tatuś. - Caroline podeszła do mnie z kotem na rękach.
- Tak skarbie?
- On jest głodny i nie ma gdzie spać.
- Pojedziemy na zakupy. Chodź mała -wziąłem ją za rączkę.
- Harry. - Monic wychyliła się z kuchni.
- Słucham. Idź do auta, zostaw Garfielda.
- Zgadzam się. - wróciła do kuchni. Patrzyłem w drzwi zaskoczony. Tak nagle jej się odmieniło? Poszedłem za nią.
- Co jest?
- Nic. Zgadzam się. Zaadoptujemy, urodzę Ci. Co chcesz.
- A ja nie chcę żebyś zgadzała się dla świętego spokoju.
- Powiedziałam, że się zgadzam.
- Powiedziałaś, że nie chcesz.
- Zmieniłam zdanie.
- Fajnie.
- Kupisz warzywa ? Potrzebne mi są do kolacji.
- Coś jeszcze? - Pokręciła przecząco głową. 
- Chyba, że nie ma węgla do grilla.
- Sprawdzę. - pocałowałem ją. Od niechcenia oddała pocałunek. Coś sie dzieje, ale to nie jest związane z nami.
 - Tatuś no chodź !
- Porozmawiamy później - Powiedziałem i wyszedłem. Caroline szalała w zoologicznym. Dobrała wszystko w kolorach pokoju. Ja tylko płaciłem. Potem pojechaliśmy do supermarketu. Zrobiłem duże zakupy. Zawsze tak robię. Po co mam potem jeździć dwa razy. Wolę raz a dobrze. Jak wróciłem to chłopcy rozpalali grilla.
- Mamo kiciuś ma co jeść!
- Super córeczko. - Pogłaskałem ją po włosach i pobiegła do braci. Monic przygotowywała szaszłyki.
- Coś się stało?
- Tak.
- Co?
- Moja siostra poroniła.
- Przykro mi.
- A jest ode mnie 3 lata starsza.
- Nie każdy umie utrzymać ciążę.
- Urodziła 8 dzieci
- Skarbie no co ci mam powiedzieć ?
- Przytul mnie - Podszedłem i ją objąłem. Wtuliła się nosem w moją koszulę
Całowałem ją po włosach.
- Od kiedy mamy kota ?
- No wiesz sam nie wiem.
- Jak to ?
- Był
- Gdzie ?
- W szafie.
- to wiele wyjaśnia. Mam rodzić czy adoptujemy ?
- Adoptujemy - uśmiechnąłem się.
- Jutro ?
- Tak. Porozmawiamy z dziećmi, kotku?
- Musimy.
- Więc chodź - wziąłem moją królewnę na ręce i zaniosłem do ogrodu. Stresowałem się.
- Porozmawiamy dzieciaki - Usiedliśmy w kręgu. Nell nie wiedziała czy ma pójść czy zostać przy rozmowie. Olivier ją przytrzymał. Nie ma Darcy, ale trudno.
- Podjęliśmy z mamą pewną decyzję.
- Jaką ? - spytał Daniel. - Kupicie PS4 ?! 
- Nie - zaprzeczyliśmy. - Adoptujemy chłopca.
- Po co Wam bachor ?
- Nie bachor. Tylko dziecko. Wy dorastacie a my chcemy malucha.
- Ty chcesz. - powiedział Olivier - Słyszałem co mówiła mama.
- To słyszałeś, że później się zgodziła gdy ja zrezygnowałem.
- Bo nie chciała się z Tobą kłócić. Nie znasz mamy ?
- Cicho - Wywróciłem oczami. - Wy macie wszystko. Takie dziecko nic.
- Ja nie mam nic przeciwko. To nie jego wina, że go zostawili. - Dodał Olivier.
- Monic - spojrzałem jeszcze raz na żonę.
- Słucham ?
- Chcesz?
- Już powiedziałam, że się zgadzam.
- Ja jestem na nie. - Daniel musiał wszystko zepsuć.
- Bo nie będziesz już rozpieszczany?
- Bo nie chce obcego bachora w moim domu.
- Naszym. Przywykniesz.                                                      
- A czemu nie siostrzyczka? - spytała  Caro
- Bo tatuś chce synka.
- Ale młodszy. Chcę się opiekować.
- Młodszy córeczko.
- To my z kotkiem się zgadzamy.
- A na co ? - odwróciłem się i zobaczyłem Darcy trzymającą za rękę Nialla.
- Nie na randce?
- Niall wolał, żebyśmy spali tutaj. Dla Twojego spokoju, żeby Ci pikawa nie wysiadła.- usiedli z nami.
- Jest taki kochany - Westchnąłem. - Co myślisz o adopcji dziecka?
- My chcemy mieć swoje. - uśmiechnęła się do niego, a on się speszył. Nie umiał spojrzeć mi w oczy.
- To może trochę poczekaj co? Tłumaczyłem ci coś dzisiaj.
- Darcy ma skończyć szkołę. - mruknął nadal na mnie nie patrząc.
- A po co ma ją kończyć ? - Zacisnąłem zęby. - Jak jej zrobisz po zakończeniu to na nic jej to. Bez tego tez siedzieć w domu może i niańczyć dzieci.
- Po to, że bez szkoły nie pójdzie na studia, a nawet jeżeli będzie miała ze mną dziecko to sobie poradzimy. - Teraz to on był wkurwiony.
- Pierdole to. Rob jej ile chcesz. Dorosła jest przecież. Jej sprawa. Pytałem o coś. Blondyn wyszedł. 
- Nienawidzę Cie tato. - Darcy się rozpłakała i pobiegła za nim.
- Co ja Kurwa znowu zrobiłem?! Zgodziłem się na ich wymysły to mają problemy.
- Cicho już bądź. Traktuj Nialla normalnie.
- Staram się. - Byłem zły. To moja malutka córunia. Dla mnie to dziwne, że nagle ma faceta i mówi mi o dzieciach. Denerwuje mnie to jak się o niego rzuca. Sorry, troche ciężko żyć ze świadomością,że jest z kimś, kto mógłby być jej ojcem. Brał ślub z Lottie, ale w końcu uciekła mu z pod ołtarza. Musiał akurat się do mojej córki przyczepić. No ale przynajmniej go znam.
Pocałowałem Monic w skroń i poszedłem do łazienki. Niall z Darcy siedzieli w salonie.
Niedługo mu zacznie naskakiwać.
- Chcę do Ciebie jechać Nialler. Nie wtyrzymam z nim. O wszystko się teraz czepia. - jęczała
- Nie przesadzaj - odezwałem się. - Będę się czepiał bo przeginasz.
- Nie rozmawiam z Tobą ! - wtuliła się w niego.
- Chcesz mieć dziecko? Przestań się jak ono zachowywać.
- A ty ? Chcesz sobie adoptować ? Najpierw zajmij się tymi, które już sobie zrobiłeś ! - pobiegła na górę. Zostałem sam z blondynem.
- Właśnie się zajmuję! - krzyknąłem za nią. - A ty - Odwróciłem się do blondyna. - Bądź rozsądny.
- Zaakceptuj to w końcu Harry. Kocham ją, a ona mnie. Chcę wziąć z nią ślub i mieć dzieci. Gdybym nie byl rozsądny, to zabrałbym ją do siebie i z nią sypiał, czego nie robię.
- Ja zaakceptowałem to ze ją kochasz. Tylko zadbaj o jej przyszłość.
- Robię to.
- To dobrze.
- Czy.. nadal jesteśmy przyjaciółmi ?
- Tak.
- Dziękuję. - poszedł na górę. Następnego dnia z dziećmi pojechaliśmy do domu dziecka.
Daniel oczywiście strzelił focha i został w domu. Trudno. Będzie musiał się  przyzwyczaić.
Olivier wziął ze sobą Nell, a Caroline próbowała przemycić kota. Ale nie zgodziłem się i został w domu. Cały czas mała trzymała mnie za rękę kiedy tam byliśmy. Rozglądałem się czując nieprzyjemne dreszcze na kręgosłupie. Monic gdzieś zniknęła. Nie wiedziałem gdzie ale jak patrzyłem na te dzieci żal ściskał mi serce. W końcu ją znalazłem. Bawiła się ciuchcią z dwoma chłopcami. Jak na moje oko nie mieli więcej niż dwa lata.
Lub mieli tylko były wychudzeni. Ukucnąłem obok. 
- Cześć maluchy.
- Dzień dobry. - odpowiedzieli równo. Bliźniacy.
- Jestem Harry.
- Michael. - powiedział jeden z nich
- A ty?- zwróciłem się do drugiego.
- Mason. A tam jest nasza siostrzyczka. - wskazał palcem, a mi ścisnęło serce. Mike i Mason. A tam mała królewna. 
- Zawołacie ją? - spytałem z gulą w gardle.
- Zara ! - krzyknął jeden z nich, a mała przydreptała. Miała śliczne, zielone oczy. Uśmiechnąłem się do niej i wziąłem na kolano. 
- Cześć księżniczko.
- Ona nie mówi. - podeszła do nas opiekunka. Teraz zrobiło mi się jej jeszcze bardziej szkoda. Spojrzałem smutno na żonę.
- Bierzemy. Całą trójkę. - nie powiedziała tego do mnie. Powiedziała do opiekunki.
Dobrze wiedziała, że myślę jak ona. 
- Chcecie mieć nowy dom? - spytałem chłopców.
- Tak. - powiedzieli równo, a mała zawiesiła się na mojej szyi. Pocałowałem jej czoło Ii wziąłem za rączkę Caroline.
- Ale... muszą państwo porozmawiać z panią dyrektor.
- Tak zrobimy. Caroline,  Nell,  Oli pobawcie się z nimi. Kiwnęli głowami, a ja wraz z Monic poszedłem do dyrektorki.
- Dzień dobry - odezwałem się.
- Dzień dobry. - spojrzała na nas ciepłym wzrokiem. Już polubiłem tą kobietę.
- Chcielibyśmy...adoptować trojaczki.
- Jaki mają państwo dom ?
- Ogromny.
- Jakieś zdjęcie ?
- Nie, bo kupię nowy jeśli tylko pani się zgodzi. Miało być jedno dziecko a będzie trójka. Dla mnie to nie problem.
- Jakie Pan ma zarobki ?
- Różne. Od 15 tysięcy miesięcznie do 100.
- Proszę to wypełnić. - dała nam dokumenty. Wziąłem długopis i wypisałem a Monic podpisała ze mną.
- Jane, spakuj dzieci. - Opiekunka opuściła pomieszczenie. Poszliśmy do naszych dzieci. Położyłem rękę na ramieniu syna.
- Są fajni. - powiedział Oli.
- Daniel się Zabije...
- Daj spokój.
- No zobaczysz. Miało być jedno. Będzie troje.
- Może w końcu zrozumie, że nie jest sam
- Może. Eh mam inteligentnego syna. Brałeś leki?
- Tak tato.
- Dobrze - wyjalem telefon. 32 połączenia od Louisa. ups. Godzinę później zabraliśmy trójkę do domu. Caroline trzymała za rękę nową młodszą siostrę. Kochane. Olivier i Nell braci. Dobrze, że wziąłem największy samochód. Chryslery to dobre auta. 
- Daniel!
- Co ?

- Na dół. - Przyszedł z paczką chipsów.
- To Mike, Mason i Zara.
- O proszę. Miał być jeden bachor, są 3.
- Daniel - warknąłem. Wyciągnął do mnie ręce po Zarę. Podałem mu malutką. Przytuliła się do niego delikatnie. Było mi jej szkoda. Będziemy musieli nauczyć się migowego. Trochę dziwi mnie to, że ona słyszy, a  nie mówi. Może zapytam później jej braci o to.
Może jest zamknięta w sobie jak Olivier? Monic od razu zabrała całą trójkę do łazienki. Byli brudni i zaniedbani. Uśmiechnąłem się wchodząc tam. Siedzieli razem w wannie z pianą na czubkach główek. Ukucnąłem robiąc im zdjęcie. Pierwsze w  domu. Potem pomogłem żonie.
- Harry wynocha na strych. - powiedziała do mnie.
- Nie ma tam łóżeczek. Louis ma jakieś po Tommym i Nell. Zadzwonię. - wyszedłem z łazienki i zadzwoniłem do przyjaciela. Wieczorem wszystko było już gotowe. Całą rodziną usiedliśmy do kolacji. 

KONIEC.



Trzecia generacja dobiegła końca i kolejna już nie powstanie. Jeśli byliście zadowoleni, to skomentujcie, zostawcie szczere opinię i zapraszamy na kolejne ff.



czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 37

- Zostań. Dziękuję.
- Za co ?
- Za to ze sprawiłeś mi przyjemność i byłeś tym pierwszym to robiącym.
- Jesteś dziewicą ?
- Tak. - Pocałowałem ją w czoło. Zasnęła w moich ramionach. 

~Harry~ 

- Miłego dnia Aniołku - Od prowadziłem moją córeczkę do szkoły.
- Tato boje się.
- Nie bój się. Poznasz kolegów. Koleżanki. Lepiej to drugie.
- A jak mnie nie polubią ?
- Polubią.
- A skąd wiesz ?
- Bo jesteś cudowna. No biegnij. - Dała mi buziaka i poszła tam. Patrzyłem jak znika w szkole i wróciłem do domu. Monic krzyczała na bliźniaków. Spojrzałem na 7 rozbity w tym miesiącu wazon i westchnąłem. Ukucnąłem i zebrałem szkło. Z moim kolanem było dobrze. Przeszedłem krótki zabieg. Jest ok.
- Harry do cholery powiedz im coś !
- Nie zrozumieją.
- Pierdole ! - zdenerwowana poszła do kuchni. Zrobiłem małe przemeblowanie. Wszystko co mogli stłuc pochowałem lub wyżej postawiłem. Bawili się na dywanie. Poszedłem do żony.
Myła czysty blat
- Zostaw to - zabrałem jej ścierkę i posadziłem dziewczynę na wyspie. Gładziłem jej uda.
- Co ? - znów jest na mnie zła.
- Nie odpowiadam za wszystko co zrobią moje dzieci.
- Twoje ? A, to miłe.
- Łapiesz mnie za słowa. Nasze.
- Chce seksu.
- No właśnie kotek. Dlatego ich usypiam. Zaraz padną - całowałem jej szyję.
- Chce zajść w ciążę. Wtedy się mną zajmujesz.
- Zawsze się tobą zajmuję. Tylko dziele uwagę na waszą czwórkę. Czasem jest trudno.
- Jakoś ja daje rade.
- Przecież ja też poświęcam ci dużo uwagi. Kochanie z tą ciąża to jest dobry pomysł ale jak oni pójdą do żłobka.
- Jasne.
- I śpią - spojrzałem na dywan. Wziąłem żonę i zaniosłem do łazienki. Jest nerwowa. Coś ukrywa.
- Powiesz mi czemu jesteś zdenerwowana? - puściłem wodę.
- Nie jestem.
- Ale to widać.
- Przesadzasz Harry.
- Mów Monic - Odwróciłem się do niej ściągając koszulę.
- No bo... Harry kupisz mi coś ?
- Co byś chciała.
- Operacje..
- Jaką znowu operacje ?
- Odsysanie tłuszczu.
- Skąd?! Monic zastanów się czasem co mówisz. Masz piękne ciało.
- Ale ja mowie serio.
- Ja też.
- Harry.
- Kochanie. Pokażę ci coś zaraz. Rozbierz się dla mnie. - Niepewnie zdjęła z siebie ubrania i jak zwykle zasłaniała się. Stanąłem z nią przed lustrem. Wziąłem jej dłonie w swoje i Położyłem na jej piersiach. - Są idealne. - musnąłem jej szyję. Ścisnęła je sama. Wędrowaliśmy rękoma na jej brzuszek. - Jest cudowny. Płaski, mój. - na uda. - Masz wspaniałe kształty ciała.
- Tyłek jest za duży.
- Nie. Idealny - ścisnąłem jej pupę.
- Nawet go objąć nie możesz.
- Zrozum ze twój tyłek jest dobry. Proporcjonalny i strasznie seksowny. -oparłem jej dłonie na umywalce i zdjąłem spodnie.
- Kłamiesz.
- Nie.
- Tak. Proporcjonalny bo cała jestem tłusta.
- Nie jesteś tłusta! Piękna i normalna. I taka mi się podobasz. Pochyl się. - Zrobiła o co prosiłem. Lekko złapałem jej biodra i powoli w nią wszedłem.
- Zabezpieczenie ?
- Nie. Zmieniłem zdanie. Minie 9 miesięcy, oni będą więksi.
- Nie podoba mi się ta pozycja... nie mogę Cie całować.
- Ale ja mogę - pocałowałem jej szyję. Oparła się o umywalkę.
- A twój tyłek naprawdę lubię - wchodziłem w nią mocniej.
- Musisz to powiedzieć, bo co innego zrobisz ? Nie lubisz go dotykać.
- Lubię - zaśmiałem się. - Jezu dziewczyno. Masz niepotrzebne kompleksy
- Lubisz, a tego nie robisz. - kochamy się, a ona marudzi. Zaraz ją skutecznie uciszę. Wywróciłem oczami i wbiłem się w nią mocniej. Jak znów zacznie jęczeć z powodu tyłka to dokończy ustami.
- No bo ty cyckami się bawi - wsadziłem jej do ust moje palce. - Ssij. - No przynajmniej raz posłuchała. Zrobiłem jej malinkę na obojczyku dochodząc.
- Harry.. - jęczała dotykając swoich piersi. Moja dłoń jeszcze długo masowała ją między udami. Od dzisiaj będę dbał o jej tyłek i piersi i wszystko co się da. Pomogłem żonie wejść do wanny i od razu wziąłem w ramiona. Jeszcze trochę niespokojnie oddychała. Całowałem lekko jej szyję i znów robiłem malinki.
- Wampir. - Zaśmiałem się jeżdżąc ręką po jej udzie. Oparła się wygodnie o moją klatkę i zamknęła oczy. Ale dobrze było trzymać ją w ramionach. Dobrze było czuć ją obok. Najbardziej cieszyło mnie to, że nigdy nie pomyślałem o tym, żeby ją zdradzić. Wcześniej mi się to zdarzało. A ona po prostu jest całym moim światem i nikt inny prócz niej się nie liczy. Nie mówię tu o dzieciach.
- Kocham cię - pocałowałem ją długo w usta.
- Ja Ciebie też bardzo kocham..
- I nie cierpię się z tobą kłócić.
- Przecież my się nie kłócimy.
- Haha powiedzmy.
- Ja się tylko czuję niedopieszczona..
- A ja naprawdę się staram.
- Dobrze Harry..
- Będę starał się bardziej.
- Doceniam to. - Znów ją pocałowałem i posadziłem na swoich kolanach. Mieliśmy dla siebie jeszcze dwie godziny. Około 15 pojechałem po córkę. Czekałem na nią oparty o samochód. Przyszła i wyciągnęła do mnie ręce.
- I jak było? - podniosłem dziewczynkę.
- Nie pójdę tam więcej.
- Pójdziesz. Codziennie będziesz chodzić. Co się takiego stało.
- Nie będę !
- Musisz. No słucham.
- Bo oni mówią, że jestem brzydka, a tata mnie nie kocha.
- Ale wiesz ze to nie prawda. Pokaż charakter a nie poddawaj się dając im satysfakcję.
- Chcę do mamy.
- Już jedziemy. - Wtuliła mi się w szyję. Pocałowałem ją w głowę. Moja księżniczka.
- Przepraszam, Pan Styles ?
- Tak? - Odwróciłem się.
- Chciałam przeprosić za zachowanie mojego syna. Wiem, że sprawił Darcy przykrość.
- Tak chyba tak - spojrzałem na kobietę. - Ale to nie pani ją obraziła - posłałem jej uśmiech.
- On jest bardzo ciężkim dzieckiem i sam nie przeprosi. Wie Pan, on choruje na ADHD.
- Rozumiem. Darcy nie smutaj już.
- Jeszcze raz przepraszam. Wypisałam go ze szkoły, już nie powinno być problemów.

- A gdzie pójdzie? - zapiąłem małą w samochodzie.
- Do szkoły specjalnej.
- Rozumiem..
- Do widzenia i jeszcze raz przepraszam.
- Nie ma za co. Do widzenia - odjechałem. Darcy nuciła coś kopiąc w siedzenie.
- Zaraz będzie brudne. - Nie mówiąc już o tym, że zaraz mnie szlag trafi. Jedną ręką prowadziłem drugą z tyłu trzymałem jej kostki.
- Puść.
- To nie kop.
- Nie będę. - Puściłem ją i zajechałem do sklepu. Kopnęła tak mocno, że poczułem jej buta na moich plecach.
- DARCEY do cholery - warknąłem.
- Bo zacznę płakać.
- Zamknij się dziecko. - Nic już nie odpowiedziała, a jak otworzyłem jej drzwi to mnie zignorowała. Wyciągnąłem ją z samochodu. Nie będzie mma dziecko rządzić. Zrobiłem zakupy i wróciliśmy. Kazałem iść jej na górę a sam poszedłem do kuchni.
- Wyjaśnisz mi dlaczego Darcy przyszła do mnie z płaczem ? - Monic zeszła na dół wyraźnie zdenerwowana.
- Nie wiem. Ma jakieś humory. Przyjdzie popłacze i będzie wielce poszkodowana.
- Powiedziała, że kazałeś się jej zamknąć.
- Wybacz, ale dziecko nie będzie mną rządzić. Niech zacznie słuchać i zachowywać się normalnie to będzie dobrze.
- Miała ciężki dzień. Tez powinieneś spuścić z tonu.
-  Darcy chodź tutaj - oparłem się o blat. Przyszła i stanęła za plecami Monic.
- Nie lubię się powtarzać. Jeśli cię o coś Proszę to posłuchaj a nie będę krzyczał.
Kiwnęła głową i poszła na górę. Zeszła dopiero na obiad. Podłubała widelcem w talerzu i wróciła do pokoju. Z Oliwierem poszedłem do niej. Usiadłem na łóżku. 
- Darcy umówmy się.  Ty słuchasz ja nie podnoszę głosu. Skarbie proszę.
- Ty się ciągle wydzierasz. Zwłaszcza na mnie. Idź już.
- Nie wydzieram się bez powodu.
- Tak tak.
- No tak. Dobrze wiesz co mnie denerwuje a to robisz.
- A ja nie lubię jak się wydzierasz i co ?
- To przestań mnie denerwować. Proste.
- Ty mnie też.
- A czym ja cię denerwuje hm? Dostajesz wszystko gdy jesteś grzeczna.
- Bo ty cały czas siedzisz z Bratami.
- Zaczyna się - jęknąłem. - Nie cały czas. Jest równo.
- Rób co chcesz.
- A ty do mnie tak nie mów. Ile masz lat? Sześć wiec trochę szacunku do ojca. Wzruszyła ramionami i schowała buzię w poduszce.
-Darcy - poprawiłem Oliego i pogłaskałem ją po włosach. - Jak byłaś młodsza to tez potrzebowałaś tyle uwagi.
- A ja potrzebuję, żeby ktoś mnie utulił czasami do snu. - pociągnęła nosem i odepchnęła moją rękę.
- Opowiadam ci bajki. Teraz wymyślasz.
- Jak Ci się przypomni.
- Czyli często.
- Darcy ?! - usłyszałem moją mamę.
- O nie...
- Babcia ! - moja córka pobiegła do niej. Zaraz się poskarży na mnie. Oczywiście. Pewnie. A dajcie mi święty spokój. Pocałowałem synka w czoło i dałem mu zabawkę.
- Maleńka moja... Porozmawiam z tatusiem. Idź do Monic. - słyszałam jak ją całuje, a po chwili stanęła przede mną.
- Już? Po zeznaniach?
- Harry co to do cholery ma znaczyć, że dzwoni do mnie Darcy i płacze mi do telefonu ? Odbiło Ci kompletnie na głowę ?
- Mi? Darcy zapłacze, a wy robicie aferę. Zachowuje się źle to tak jest. Nie jest pępkiem świata.
- Ale jest Twoim dzieckiem do cholery.
- Tak. I dwójka pozostałych tez. Dla każdego mam czas ale ona jest zazdrosna.
- Zabieram Darcy do Holmes Chapel.
- Nie. Ma szkole.
- W Holmes Chapel też są szkoły.
- Mieszka z nami bo my jesteśmy jej rodzicami. Nigdzie jej nie zabierasz.
- Nie ? To się wprowadzam. 

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 36

- Eee - spojrzała na mnie.
- Nie było tego.
- Okay. Chodź królewno, wykąpiemy się - zniknęły w łazience. Ja się poddaje. Chyba nie nadaję się na faceta który ma kobietę. Zdecydowanie. Chyba, że pobawię się w Harry'ego. Czyli muszę być romantyczny. I słodki. I miły. I się ogolić. A no i artystyczny nieład na głowie. Ale to już mam.
Niczym model Gucciego. Seksi fleksi. Na 18 były gotowe.
A ja założyłem rurki, t-shirt i marynarkę. Jezu. Jak on może się tak ubierać. Przeczesałem swoje włosy. Ale i tak wyglądam lepiej. Od wszystkich. No oprócz Hayley. Zabrałem je do samochodu.
- Tata!
- Co córcia ?
- Baaaam!
- Tak córeczko, bam.
- Brum.
- Brum też.
- A plum plum?
- Plum co ?
- Plum plum robiłyśmy w domu. - mówiła do niej Hay.
- Czyli co ? - dociekałem.
- Kąpać się.
- Aa. - Uśmiechnęła się do mnie i pokręciła głową. No nie moja wina, że nie mówię po dzieckowemu.
- Nie ciasno ci w tych rurkach?
- Dam radę.
- Doobra.
- Podoba Ci się chociaż ?
- Podoba. Taka odmiana. Fajnie.
- Mam szansę ?
- Na co?
- Na to, żeby Cie zdobyć ?
- Co? - Zaśmiała się. -  Proszę Cię, Louis nie żartuj.
- Czyli nie mam ? - było mi smutno, bo mnie wyśmiała.
-  Nie lubię gdy ze mnie kpisz. No popatrz na siebie potem na mnie. Kto tu nie ma u kogo szans.
- Ja u Ciebie.
- No to mówię że żartujesz.
- A wyglądam ?
- To ja  nie mam szans u ciebie,  poza tym tylko pracuję. - Zatrzymałem się pod domem Stylesów, złapałem jej twarz w dłonie i ją pocałowałem.  Zdziwiona siedziała bezruchu. Odsunąłem się zażenowany.
- Przepraszam.
- Dziękuję - musnęła mój policzek i wysiadła. Nie rozumiem kobiet lalala. Wziąłem córę na ręce.
Weszliśmy do domu. W ogrodzie byli już wszyscy. Były już dzieci Stylesów. Będzie wesoło.
Zwłaszcza, że oni już dużo chodzili. Nell tylko za rączki ale to i tak max trzy kroki bo to leń. Po mnie. Mówiłem, że to moje dziecko.  Jedyna rzecz której nie żałuję po związku z Avalon.
Potrzebowałem cipki do urodzenia wspaniałego potomka po mnie. Matka nie jest ważna, kiedy w grę wchodzę ja. He.  Skromność oczywiście. Przywitałem się z kolegami. Przedstawiłem im Hayley.
Uśmiechała się nie śmiało witając z każdym.
- Mama ? - Nelly wskazała na nią palcem.
- Już niedługo córcia. - Dziewczyna tego nie słyszała. Rozmawiała z Monic. Niall zabawiał bliźniaków, a Zayn Darcy.
- Amam. - Usiadłem z małą przy stole i dałem jej trochę sałatki.
- Hej księżniczko - Liam ukucnął obok. - Wszystkiego najlepszego - dał mi prezent ale dla niej.
- Cienkuje wu-jek. - wyciągnęła do niego rączki.
- Chodź malutka - podniósł ją. Przytuliła się do niego mocno. Zayn i Niall też dali jej prezenty. Rowerek-wózek i basen. Prezent od Harry'ego też był ciekawy. Wielki domek dla lalek. Większy od niej. Jak podrośnie to będzie się bawić. Bo teraz to wszystko jest Bam i na chwilę. Albo do buzi wsadza. Chwila, moment i Niall z Hay siedzieli na huśtawce rozmawiając. Spotkałem się z nią spojrzeniem, ale szybko odwróciłem wzrok. Po dwóch godzinach robiło się ciemniej ale dalej tu siedzieliśmy. Akurat przy ognisku. Hay owinieta w koc usiadła obok mnie i uśmiechnęła się.
- Jak się gadało z Niallem ? - nie umiałem ukryć zazdrości.
- Jest bardzo miły. Powiedział, że też powinien przyprowadzić dziewczynę.
- Jak ostatnio z nim gadałem to był singlem
- Może to było dawno. mówił ze ma na imię Charlotte. Yhym, tak. - Wzruszyłem ramionami i napiłem się herbaty.
- Nell zasnęła
- Wiem.
- Więc kiedy wracamy?
- A już chcesz wracać ?
- Nie. Możemy posiedzieć. Jest fajnie.
- Jak tam chcesz. - byłem dziwnie zmulony.
- Chyba troszkę popsuł ci się humor.
- Troszkę.
- A da się jakoś poprawić? - lekko mnie szturchnęła i sięgnęła po picie.
- Nie wiem. To nie ode mnie zależy.
-Śpiewamy - Harry podał gitarę Niallowi. Blondyn zaczął grać, a ja wywróciłem oczami.
- Dawaj Louis a nie siedzisz struty - zawołał do mnie Styles i objął żonę.
- Odwal się. Nie będę z Wami śpiewał. - poszedłem do córki. Chwilę później przyszła blondynka. Złapała mnie za rękę i odwróciła do siebie.
- Czemu jesteś taki nie miły? Nikt ci nic złego nie zrobił.
- Bo jestem zazdrosny.
- O co? - spojrzała na mnie zdziwiona
- O Ciebie.
- Co?! Nie masz o co. Przecież oni chcą żebym czuła się dobrze.
- Wolisz Nialla, niż mnie.
- Bo raz z nim rozmawiałam? On ma dziewczynę a ja wolę ciebie.
- Możemy wrócić do domu ?
- Jak przeprosisz za zachowanie. Byli bardzo mili.
- Hayley oni mnie nie znają od wczoraj i wiedzą jaki mam charakter
- Ja to rozumiem, ale są urodziny twojej córki. Wypada przeprosić i zaskoczyć ich innym nastawieniem. - Wywróciłem oczami i poszedłem ich przeprosić.
- Jedźcie ostrożnie. Zaczyna padać.
- Spokojna Twoja rozczochrana. - powiedziałem do Monic i ją potargałem. Pożegnaliśmy się i wracaliśmy do domu. Dziewczyna zasnęła w aucie. Najpierw zaniosłem małą, a potem ją.
Przytuliła się do poduszki zawijając w kołdrę. Uśmiechnąłem się i poszedłem pod prysznic.
I co poczułem 15 minut później? Ramiona w okół pasa. Stałem bez ruchu nie bardzo wiedząc co mam zrobić. Przytuliła się do moich pleców.
- Hayleyy ?
- Nie wyganiaj mnie. -mruknęła speszona.
- Nie zamierzam. - odwróciłem się i wziąłem ją w ramiona. Wtuliła się we mnie. Zupełnie naga, a woda spływała po naszych ciałach. Wmasowałem delikatnie szampon w jej włosy.
Jeździła rękoma w płynie po moim torsie i ramionach.
- Nie spodziewałem się Ciebie tutaj.
- Czasem trzeba ryzykować.
- Kto nie ryzykuje ten nie zyskuje. - pocałowałem ją. Oddała pocałunek jedną ręką przyciągając mnie za kark. Mam ochotę przelecieć ją tu i teraz, ale nie mogę.
Delikatnie całowała moje usta, a potem obojczyk.
- Jesteś piękna.
- Nie Lou.
- Tak. Piękna i moja. - całowałem jej szyję. Odchyliła głowę i westchnęła. Przesunęła ręce na moje plecy. Przyciągnąłem ją bliżej siebie. Dotknęła dłonią mojego policzka i odnalazła moje usta. Całując ją czułem to czego brakowało mi przy całowaniu Avalon. Teraz to wróciło na swoje miejsce.  Dziewczyna oderwala się ode mnie i uklęknęła.
- Co ty..
- Mogę ?
- Nie chce Cie zmuszać.
- Ale ja tego chcę - zrobiła to niepewnie. Musiałem się po wszystkim oprzeć o ścianę.
Dyszałem ciężko. Dziewczyna całowała mój tors i ramiona. Musnęła moje usta, a później wyszła z pod prysznica owijajac się ręcznikiem. Opuściła pomieszczenie. Owinąłem ręcznik na biodrach i poszedłem za nią. - Hay ?
- Tak? - ubierała piżamę.
- Musze Ci się odwdzięczyć.
- Nie musisz - Zaśmiała się.
- Chcę. - położyłem ją delikatnie na łóżku. Popatrzyła na mnie niepewnie, ale z zaufaniem.
- Czy ktoś kiedyś to dla Ciebie robił ? - Pokręciła przecząco głową.
- Nie bój się. Będzie dobrze. - pocałowałem ją ręką masując jej kobiecość. Jęknęła cicho i oddała pocałunek. Zacisnęła uda z moją dłonią pomiędzy nimi.
- Hayley.. rękę mi zmiażdżysz. - jęknąłem rozchylając jej nogi.
- Przepraszam - szepnęła.
- Będzie dobrze. - Delikatnie całowałem jej dekolt,a potem zszedłem na dół. Chyba się nie bała, ale wszystko było dla niej nowe. Chwilę później jęczała z rozkoszy. Długo nie mogła unormować oddechu. Leżałem obok niej i obserwowałem ją. Obrociła się i do mnie przytuliła.

- Mam zostać na noc ?
Szablon wykonała Clary G