piątek, 28 lutego 2014

15. Waiting.


-jestem trochę smutna.
-dlaczego?
-dla odmiany.
Zaśmiałam się ubrudzona czekoladą. Odepchnęłam rękę Louisa, która wkładała mi do ust kolejną łyżkę lodów. Jemy je od godziny. Chłopak specjalnie biegł do sklepu w środku nocy, bo mi się zachciało.
- Już nie mogę - zachichotałam i wytarłam się chusteczką.
- Etam nie możesz. Junior musi jeść. - dostałam kolejną porcję.
Przełknęłam lody i wzięłam poduszkę uderzając go po głowie. Zaśmiał się i odstawił pudełko do lodówki. Zeskoczyłam z krzesła i podreptałam do łazienki. Jezu, znów siku. Dzieci bardzo uciskają kobietą pęcherz. Nie mają litości. Umyłam ręce i twarz od czekolady, a potem wróciłam.
- Idziemy spać? - objął mnie ramieniem.
Pokiwałam twierdząco głową. Ziewnęłam wtulając się w chłopaka. Zaprowadził mnie do sypialni. Położyłam się do łóżka razem z nim. Mój przyjaciel od kilku dni spał ze mną, ponieważ termin był już niedługo. To było urocze z jego strony. Martwił się. Już zasypiałam, gdy poczułam że prześcieradło staje się mokre. Przekręciłam się na plecy i usiadłam nerwowo trzymając się za brzuch.
- Louis! - wrzasnęłam przerażona.
Chłopak wystraszony zleciał z łóżka. Wstał patrząc na mnie.
- Co ....że już?!
- Chyba mi wody odeszły  - pisnęłam i poczułam skurcze.
Stał chwilę nie widząc co zrobić po czym zaczął kręcić się po pokoju. Pakował moje rzeczy i ubierał siebie. Potem pomógł mi zrobić to samo. Delikatnie mnie objął i sprowadzał na dół kamienicy. Idziemy do auta. Siedziałam z tyłu głęboko oddychając. Lou starał się jechać bardzo szybko. Zamknęłam oczy jęcząc z bólu. Tak, to boli. Bardzo boli.
- Zaraz będziemy. - pocieszał mnie.
- Aa! - wydarłam się już przy szpitalu.
Zdenerwowany prowadził mnie do środka. Nikt się jakoś za bardzo nie interesował porodem. Louis zaczepiał lekarzy, ale ci się gdzieś spieszyli.
- No kurwa mać! Ona rodzi tak?! - krzyknął.
Od razu ktoś się przy mnie znalazł. Prowadził mnie na porodówkę. Louis był ciągle przy mnie.
- Wsparcie ojca bardzo ważne - powiedziała położna.
Nie miałam siły zaprzeczać czy potwierdzać. Sapałam głośno, gdy pomagali mi się przebrać. Leżałam na specjalnym fotelu z rozwartymi nogami. Coraz ściskałam mocno dłoń Lou krzycząc. Zacisnęłam mocno zęby i parłam. Ból warty zachodu.... Po pięciu męczących godzinach trzymałam na klatce mojego synka. Takiego malutkiego z niebieskim kocyku. Był śliczny. Uśmiechnęłam się do niego zmęczona. Louis odgarnął mi włosy z czoła. Zabrali mojego maluszka na badania, a mnie przewieźli na zwykłą salę. Zasnęłam bardzo, bardzo wyczerpana.
~Harry~
Byłem na lotnisku, gdy dostałem niespodziewany telefon od Louisa. Tomlinson dawno gdzieś wyjechał i tak naprawdę nie wiedziałem gdzie jest. Ukrywał się czy co? A może pomagał mi szukać Ariel. Ale to co mi powiedział, kompletnie mnie zszokowało. Stałem jak wryty nie mogąc się ruszyć. Dopiero po dobrych dziesięciu minutach zacząłem zapierdalać do szpitala. Nie mogłem w to wszystko uwierzyć, ale nagle zaczęły mi się układać te fakty. Już wiem czemu uciekła. Ze strachu.
Wpadłem zdyszany do budynku. Zacząłem wypytywać pielęgniarek o Ariel. Powiedziałem, że jestem ojcem i od razu mnie zaprowadziły do odpowiedniej sali. Mała spała po porodzie, a Louis trzymał moje dziecko. Nasze dziecko. Matko...
- Cześć... - wydusiłem z siebie.
Podniósł głowę i popatrzył na mnie. Podszedł i delikatnie podał mi synka.
- Gratuluję - szepnął cicho. - Harry Junior.
- Jezu... - patrzyłem na moje maleństwo nie mogąc uwierzyć. - Cześć maluchu...
- Ariel mnie zabije, ale to było warte wygadania.
Usiadłem przy jej łóżku kołysząc delikatnie synka. Louis został i byłem mu za to wdzięczny. Położna zdziwiła się gdy weszła z dokumentami.
- Ym...przyniosłam akt urodzenia...Któryś z ojców może wypełnić?
Zaśmialiśmy się cicho oboje. Louis wziął dokument i wpisał to co mu podyktowałem. Rzeczywiście Ariel nazwała go Harry Jr. To cudowne...

czwartek, 27 lutego 2014

Confident

Tak, tak. Nowy blog! Jest napisany i skopiowany praktycznie cały. Chociaż nadal pisany, więc zapraszam na nowe opowiadanie o Louisie. 

piątek, 21 lutego 2014

14. That girl.


Udałam się na jesienny spacer. Wsunęłam dłonie do kieszeni rozpiętego płaszcza i chodziłam odsuwając od siebie wszelakie myśli. Chciałam teraz spokoju. Wiatr nieco rozwiewał moje włosy przez co nijak się układały. Ale nie zrezygnowałam i nie wróciłam do domu. Tutaj w Sydney coraz częściej padało. To nie było dobre. Przypominała mi się Anglia, a jak już wszyscy wiemy ja chcę o tym zapomnieć. 
Schyliłam się i podniosłam kolorowego liścia. Zaraz następnego i kolejnego, aż w ręce trzymałam cały "bukiet". Uśmiechnęłam się idąc dalej. Co chwila zmieniałam zdanie przez hormony i nie wiem jak Alis ze mną wytrzymywała, ale dziś miałam bardzo dobry humor. 
Podniosłam głowę i zmrużyłam oczy. Gdzieś w oddali dostrzegłam dość znaną postać. Stała na krawężniku przy ulicy rozglądając się. Moje serce najpierw przestało bić, a potem wpadło w palpitacje. Stanęłam jak wmurowana w chodnik. Dosłownie nie mogłam się poruszyć. Ale chwila. Przecież ja nie mogłam tu zostać, aby ktoś przed kim uciekam mnie zobaczył.
Ariel rusz się.
Musisz iść.
Odwróć się.
Idź.
Harry jakby odwrócił się w moją stronę, ale nie byłam pewna czy mnie zauważył. Zawróciłam i szybkim krokiem przemierzałam kolejne ulice dzielące mnie od domu. Miałam ograniczone ruchy przez brzuch, ale nie narzekałam. Drżącą ręką otworzyłam drzwi i weszłam do środka prosto w czyjeś ramiona. Nie oddychałam, wystraszona. Powoli, bardzo powoli podniosłam głowę do góry. Niebieskie oczy Louis'a. To właśnie to ujrzałam. 
- O kurwa... - wydusiłam z siebie. 
Brunet pokiwał głową lustrując mnie wzrokiem. Westchnął głośno i pociągnął mnie za rękę do salonu. Posadził na fotelu i patrzył. Bardzo długo patrzył, a ja aż się bałam odezwać. Co on tu robi? Jak mnie znaleźli? A jeśli Harry mnie widział? Miałam miliony pytań. Przecież on mu na pewno powie.
Went out with the guys And before my eyes
There was this girl and she looked
So fine
And she blew my mind
And I wished that she was mine
And I said hey wait up coz I'm off
To speak to her

- Chyba nie muszę pytać czemu uciekłaś. Przecież mam oczy. - własnie nimi przewrócił. 
Przełknęłam ślinę układając dłonie na swoich kolanach. Coraz bardziej się denerwowałam. Louis wyjął telefon. 
- Jeden przycisk i on zaraz może się tu pojawić wiesz o tym? - podniósł brew do góry. 
- Lou, proszę cię. - jęknęłam żałośnie. - On nie może...
Pokręcił przecząco głową i zacmokał z dezaprobatą. Usiadł obok mnie.
- Uciekłaś z jego dzieckiem. To nie jest sprawiedliwe. Dobra, wiem jak cię traktował...ale leczył się. Wyleczył dla ciebie. Daj mu szansę. - poprosił.
- Nie. - odparłam. - Nie chcę. Nie mów mu. - błagałam przytulając się do chłopaka.
Dobrze wiedziałam, że jest moim przyjacielem. Nie wydałby mnie. Nie Louis. Delikatnie gładził mnie po plecach nic nie mówiąc. Cisza trwała bardzo długo.
- Ale on tu jest. Widziałam go. - odezwałam się. - Nie wie gdzie ty jesteś?
- Nie. Nie miał dokładnego adresu. Ja miałem. Nie powiem mu, choć uważam że to nie rozsądne. Ale jeden warunek.
Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Jeśli to była jedyna nadzieja to zrobiłabym wszystko. Posłałam mu pytające spojrzenie.
- Będę cię odwiedzał i ci pomagał.
Byłam kompletnie zaskoczona jego słowami. On...mówił poważnie. Zamrugałam oczami i zebrałam w głowie myśli.
- Ale...to jest Australia. - skrzywiłam się. Miał zamiar latać Londyn - Sydney? To gratuluję.
- Słuchaj, mała jak ja się nazywam? - wypiął klatkę, a ja się zaśmiałam.
Rozbawi mnie nawet w takiej sytuacji. Jest świetny. Pokiwałam głową zgadzając się na taki układ. Jemu najbardziej ufałam. bardziej niż sobie.
- No to wujkiem będę. - uśmiechnął się szeroko i położył rękę na moim brzuchu.
- Chłopiec. - powiedziałam przez śmiech.
- Ooo, jeszcze lepiej. Będę cię uczył jak grać w piłkę młody. W ogóle będzie super, zobaczysz. - pocałował mój policzek, a potem brzuch. Jest słodki.
Ciekawa byłam jakby zareagował Harry. Szok? Radość? Nerwy? Chyba nigdy nie uzyskam na te pytania odpowiedzi. Może to i dobrze. Jestem pewna, że sobie poradzę. Z taką pomocą na pewno.
~*~
Oparłam się o drzwi małego pokoju z dwoma szklankami soku. Ze śmiechem przypatrywałam się jak Louis składa mebelki. To było urocze i zabawne. Co chwila klął, bo coś mu nie wychodziło. Podeszłam do niego i podałam mu napój.
- Może odpocznij? - zachichotałam. - Tylko się denerwujesz.
- Słuchaj, ja to złożę tak? No, za rok może dwa...
Szturchnęłam go w ramię wybuchając śmiechem. Pociągnął mnie obok i przytulił też się śmiejąc. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było pomalowane na niebiesko. Lou składał białe mebelki idealnie pasujące tutaj. Byłam pewna, że małemu się tu spodoba. Rozmowę  przerwał nam dzwonek do drzwi. Podniosłam się i podreptałam do holu otwierając.
- No hej ciężarna. - Alis wyszczerzyła się i weszła do środka. - Mam ciacho, a ty też masz?- uśmiechnęła się niewinnie. 
- Tak, wejdź. Jest w pokoiku. - zaśmiałam się i wzięłam od niej deser idąc do kuchni.
Lou ewidentnie przypadł jej do gustu. Nie wiem jak ona mu, bo nic nie mówił. Traktował nas tak samo, tylko mnie z większą opiekuńczością. Przez co był jeszcze bardziej słodki. Wyłożyłam ciasto na talerzyki i położyłam je na stole. Ktoś mnie przytulił od tyłu, a potem usłyszałam śmiech przyjaciółki która przybiegła do kuchni.
- Gdyby patrzeć na was z boku to wyglądacie jak para. - zażartowała.
Oboje z Louis'em wybuchnęliśmy śmiechem. Zdecydowanie traktowaliśmy się jak rodzeństwo. Nic więcej.

~~*~~~
Dzięki Anominku! Zmotywowałeś mnie do pisania. Poważnie :D Naprawdę, dzięki. Jeszcze nie wiem jak to będzie. Piszę co mi do głowy przyjdzie. 
EJ, mogę mieć  do Was prośbę?

środa, 19 lutego 2014

13. Salute.

-Proszę... Popatrz w moje oczy... Czy aż tak zmieniły się?
~Harry~
Po wielu miesiącach terapii wróciłem do domu. Nie było łatwo. Przez ten czas byłem zamknięty w ośrodku. Trochę jak więzienie. Zero wolności, ale dawałem sobie radę. Miałem motywację w postaci Ariel. Myślałem o niej i wiedziałem, że mam po co walczyć. Zdjęcie w telefonie przypominało mi jak wygląda. Mimo,że mogłem kontaktować się z bliskimi to tego nie robiłem. Byłoby gorzej mi się odseparować od wszystkiego. A tak? Postawiłem na chwilę mur i za murem leczyłem się. I udało się. 
Zdjąłem swoją marynarkę i odwiesiłem ją na oparcie krzesła. Nikomu nie mówiłem, że dziś przyjadę. Przekroczyłem próg salonu i rozejrzałem się. Kanapę zajmował Louis z Niallem. Na fotelu siedział Zayn i czytał coś w telefonie, a Liam wracał z tarasu do pokoju. Jako pierwszy mnie zauważył. Chyba był w szoku. Rozejrzałem się ponownie, ale nigdzie nie dostrzegłem Ariel.
- Jestem. - odkaszlnąłem.
Wszyscy raptownie obrócili się w moją stronę. Pierwszy poderwał się Loueh i mocno mnie ucisnął. Zaraz zanim reszta moich przyjaciół. Ale nie tego chciałem. Chciałem poczuć jej zapach, spojrzeć w oczy i dotknąć jej delikatnych warg. 
Fajnie, że się cieszą na mój widok ale gdzie jest Ariel? Chyba zauważyli moje pytające spojrzenie. Odsunęli się równo wypuszczając powietrze. Wyczułem dziwne napięcie, ba to było uczuć na kilometr. Napięcie wymieszane ze strachem. Pewnie kilka miesięcy temu rzuciłbym się na któregoś czekając na odpowiedzieć, jednak teraz napiąłem mięśnie i głęboko oddychałem.
- Gdzie. Jest. Ariel, kurwa? - spytałem cedząc każde słowo.
Wymienili między sobą spojrzenia, a ja czekałem. Niecierpliwie czekałem. Coś mi w głowie zaświtało, ale próbowałem to zgasić. Już nie jestem tam tym Harry'm.
- Harry, ona... - Louis przełknął głośno ślinę co słyszałem stojąc dwa metry dalej. - Ona odeszła. Przykro mi. - Nawet nie wiedzieliśmy jak. Zdała egzaminy i uciekła.
Powoli doszły do mnie jego słowa. Potem zacząłem je rozumieć. Złapałem krzesło i zacisnąłem na nim palce. Byłem wściekły. Nie, nie. Po prostu nie. Tylko nie ona. Ona miała czekać. Być tutaj. Tylko dla niej walczyłem o normalność. Było dobrze, gdy wyjeżdżałem. Każde słowo, które mi powiedziała było prawdą. widziałem to w jej oczach. A teraz odeszła, złamała obietnice. 
Uciekła, Harry.
Ona uciekła.
Nie ma jej.
Pustka.
Uciekła.
Opadłem na sofę wplatając palce w swoje włosy. Zacząłem za nie ciągnąc układając w głowie litanie przekleństw. Chyba właśnie odebrano mi powietrze. Bez uprzedzenia. Nagle.
Przecież ja ją muszę znaleźć. Choćbym miał przekopać cały świat to wyciągnę ją spod ziemi.  Nie dam rady bez niej. Ona musi być obok. Przez ten długi czas w ośrodku zrozumiałem coś ważnego i nie mogłem teraz odpuścić ani zrezygnować.
- Znajdę cię Ariel. Nawet na końcu świata. - szepnąłem cicho i zabrawszy marynarkę wyszedłem z domu.
~Ariel~
Kręciłam się po kuchni robiąc herbatę. Alis siedziała na krześle mówiąc do mnie. Oczywiście to nie jest nowina, bo ona mówi ciągle. Jest straszną gadułą. Czasem chcę mi się śmiać. Rozbawia mnie, ale ją uwielbiam. Dziękowałam Bogu, że to z nią pracowała no i mieszkałam drzwi w drzwi. Usiadłam obok niej i podałam czerwony kubek dziewczynie. 
- Słuchaj, musimy udać się na jakiejś zakupy. Trzeba temu maluchowi już zacząć kupować rzeczy. I trzeba łóżeczko kupić, i wózek - wymieniała. - I nosidełko.
- Alis, wiesz że nie musisz mi tak pomagać? - uśmiechnęłam się do niej. Naprawdę byłam wdzięczna tej dziewczynie za wszystko co dla mnie zrobiła. Pogubiłabym się tu. 
- Ktoś musi. Ariel, a co z tym facetem co ci to zrobił?  - blondynka ogarnęła swoją grzywkę. - Jaki był?
I znów się zaczyna. Nie chcę przypominać sobie o Harry'm. Nie może go być w moim życiu. Mimo, że to okropnie boli. Ta samotność. To wszystko. Ale nie mogę wrócić. 
Przymknęłam oczy i westchnęłam. Nie było łatwo. 
- Wiesz, był taki przystojny. Miał głębokie , zielone oczy. Idealne rysy twarzy... Był postawny i umięśniony. No i wysoki. A gdy się uśmiechał było widać dołeczki w policzkach. - uśmiechnęłam się sama do siebie. - Zależało mi na nim. - Wyjęłam telefon i pokazałam jej nasze, jedyne zdjęcie.
Spojrzała na komórkę i uśmiechnęła się. Komu o by się nie spodobał?
- A ty uciekłaś...
- Mówiłam ci. W jego życiu nie ma miejsca dla mnie i dla małego. Koniec tematu. 
Wiedziała, że nie chcę już o tym rozmawiać. Zaczęłyśmy gadać o zakupach. Razem z Alis wyszłyśmy na spacer i do galerii. Przez godziny wybierałyśmy ubranka i akcesoria dla maleństwa. Było dużo zabawy i też kłótni. bo te wszystkie ciuszki są takie małe i słodkie. Myślałam, że wykupię pół sklepu. Czułam się cudownie.
Wróciłam do domu pod wieczór. Po kąpieli i kolacji ułożyłam się na sofie z książką. Dłoń ułożyłam na brzuchu i powoli głaskałam.
Szeroko się uśmiechnęłam czując ruchy synka. Po raz pierwszy mnie kopnął. Takie dziwne uczucie. Przez tą radość wzięłam telefon i zadzwoniłam do Louis'a. W sumie to co ja mu chciałam powiedzieć? Zanim się rozłączyłam, odebrał.
- Halo? - spytał.
- Cześć, Lou - przywitałam się cicho.
- Ariel?! - krzyknął. Boże człowieku...
- Jesteś sam?
- Tak, o Jezu. dziewczyno gdzie ty jesteś? Harry wrócił i prawie się załamał, ale potem postawił pół Londynu na nogi, który cię szuka.
Gadał tak szybko, że ledwo rozumiałam. Dosłownie wpadł w słowotok. 
- Przepraszam, ale nie mogę ci powiedzieć. Raczej nie wrócę. 
- Namierzaj, gadam z nią - słyszałam jak do kogoś mówi. - Jak to nie wrócisz?! Co nie wrócisz?!
- Nie wrócę - mruknęłam. - Nie mogę, bo zaczynam od nowa.
- Dawaj tej telefon - usłyszałam Harry'ego.
Czyli nie był sam. Skłamał,  a teraz się nie rozłączyłam.
- Ariel, Ariel skarbie gdzie jesteś? Zrobię wszystko dla ciebie, proszę cię wróć...
Jego słowa spowodowały, że się rozpłakałam. Płakałam jak głupia, rozdarta w uczuciach. To nie było sprawiedliwe. Zostawiłam go bez wyjaśnień, ale nie mógł wiedzieć o dziecku.
~~*~~
Dooobra, rozdział miał być wczoraj ale byłam zajęta oglądaniem TVD. Za bardzo mnie wciągnęło :D No i jeszcze robiłam szablon oraz zwiastuny na zamówienie. Tak, więc jest. Pytałyście czemu Harry jej nie szuka. Może dlatego, że był w ośrodku i o tym nie wiedział? Tak na logikę :) Liczę na trochę więcej komentarzy, bo...jest Was dużo.

sobota, 1 lutego 2014

12. Nie ufaj mi.

- Bez cierpienia nie ma współczucia.
- Jasne, powiedz to tym co cierpią.
Ja sama nie wiem jak zdałam egzaminy. W ogóle nie byłam skupiona. Nie myślałam o tym. Moją głowę zaprzątała myśl, że będę mieć dziecko. Dziecko Harry'ego i moje.A ta świadomość była straszna. Niemożliwe. Styles nie nadawał się na ojca, ja na matkę, ale on to tyran. Mimo, że się leczy ta ciąża zniszczy wszystko. On ma teraz podległy świat, a jakiś bachor wszystko spieprzy. Nie chciałam znów tego strasznego chłopaka, którego się bałam. Nie chciałam bólu i cierpienia.
Miałam jedno wyjście zwane ucieczką. Było proste i bezbolesne. Wykorzystałam noc i zaufanie chłopaków. Spakowałam torbę z rzeczami i pieniędzmi. Ich tu miałam pod dostatkiem. Wzięłam też paszport. Około trzecie w nocy, cicho zeszłam na dół i wyszłam z domu zostawiając najpierw list. Wzięłam głęboko powietrza i zaraz je wypuściłam. Bardzo się denerwowałam. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu.
Złapałam kluczyki mercedesa i do niego wsiadłam. Opanowałam wszystkie funkcje i odpaliłam auto. Już po chwili jechałam przez poprzedzający las. Noc mnie goniła, gdy dotarłam na lotnisko. Zostawiłam samochód na parkingu nie martwiąc się o niego i weszłam do terminala. Jeszcze nie myślałam co dalej zrobię. Nie wiedziałam gdzie się zatrzymam. Wiedziałam tylko, że mam uciec. Najdalej. Może dlatego właśnie wybrałam Sydney. Australia jest daleko. Będzie dobrze. Zbuduję swój świat od nowa.
Siedziałam w samolocie w wygodnym fotelu. Głowę odchyliłam do tyłu i przymknęłam oczy. Moja dłoń wylądowała na brzuchu.
 Nie będziesz potworem jak tatuś. Będę cię kochała.
Będziesz dobry.
~*~
 Nie myślałam, że jednak tak łatwo sobie poradzę. Wystarczyły dwa miesiące, a czułam się tu jak w domu. Dużo czasu spędzałam z sąsiadką - Alis. To zabawna niska blondynka, która na każdym kroku mnie wspiera. Wynajmowałam mieszkanie tuż obok mniej i pracowałam, a ciąża w tym nie przeszkadzała. W jednym ze sklepów znanej sieci odzieżowej, przyjęli mnie bez trudu. Moja pierwsza praca. Świetny personel i szefowa. Dzięki temu moje myśli nie skupiały się na przeszłości. Na Londynie.Nie umiałabym tam teraz wrócić. Nie chciałam. Louis i chłopcy wiele razy próbowali się ze mną skontaktować, ale nie mogłam na to pozwolić. To byłoby niebezpieczne. A teraz nie myślałam tylko o sobie a i o dziecku. Z mamą często rozmawiałam, ale również nie powiedziałam gdzie jestem i że będę matką. Moja słodka tajemnica.
Siedziałam w jednej z kawiarni obserwując ludzi przez wielką szybę, którzy gdzieś się śpieszyli i gnali. Nie zwracali na nikogo uwagi. Siedząc w tym miejscu czułam jakby czas się zatrzymał.
Zamieszałam w filiżance kawy i popatrzyłam na Alis, która zdejmowała z szyi swój czerwony, cienki szalik z koralikami. 
- No co? - spytała, gdy zapytałam czemu zawsze nosi go przy sobie. - Jest talizmanem. Przynosi mi szczęście.
- Ah. - pokiwałam głową. - Ja miałam krzyżyk. Zgubiłam go kiedyś i więcej nie miałam talizmanów szczęścia.
Usiadła obok mnie i wzięła do rąk ciepłą filiżankę. Zanurzyła wargi w gorącym płynie patrząc na mnie.
- Opowiesz mi o nim? - spytała cicho.
Mrugnęłam oczami zdezorientowana. nigdy o niego nie wypytywała. Starałam się omijać temat jak mogłam, ale wiedziałam że się od tego nie uchronię. Westchnęłam cicho i splotłam swoje palce.
- Zostawiłam go. - powiedziałam na sam początek. - W bardzo trudnej chwili, ale nie chciałam mówić mu o ciąży. Miał sporo problemy i całe leczenie mogło pójść na marne. On był wyjątkowy, ale jednak nie był z tych dobrych chłopców. Rozumiesz o czym mówię?
- Tak. - pokiwała głową przyglądając mi się. - Gangsta?
- Tak. Szef gangu znanego w Anglii. - westchnęłam. - Sama widzisz. Tam nie ma miejsca dla mnie i dla dziecka. Kiedyś chciał zrobić ze mnie dziwkę, jednak na to nie pozwoliłam. A teraz uciekłam.
Położyła mi dłoń na kolanie i posłała uśmiech.
- Będzie dobrze. Poradzisz sobie. Kiedy masz wizytę? 
Wizytę? O Boże. Powinnam iść do ginekologa. Ostatnio byłam i zostałam umówiona, ale zupełnie o tym zapomniałam. Byłam wdzięczna Alis.
- Jutro. - odpowiedziałam pijąc kawę. - Być może dowiem się jaka płeć. 
~*~
Weszłam do gabinetu pani ginekolog zamykając cicho drzwi.
- Witaj Ariel. Proszę. - wskazała na fotel.
Uśmiechnęłam się i zajęła odpowiednie miejsce. Podsunęłam sweter oraz tunikę do góry ukazując spory brzuszek.
- No dobrze. - kobieta zajęła się mną. - To już 20 tydzień. Możemy poznać płeć. Chciałabyś?
Chwilę się zastanowiłam, a potem szerzej uśmiechnęłam.
- Chciałabym.
Doktor przesunęła urządzeniem po moim brzuchu patrząc na ekran.
- Oh, Ariel - popatrzyła na mnie czule. - Będziesz miała synka. Gratuluję.
- synka... - powtórzyłam mimo wszystko szczęśliwa. 
Poradzę sobie. Ja i mój chłopiec. Moje słoneczko, które nosze pod sercem. Nie ważne, że nie będzie miał ojca. Nie jedna samotna matka na tym świecie. Ja wierzę, że dam radę. On już był moim całym światem. Zrobiłabym dla niego wszystko co trzeba. A wszystko to przez jeden spacer i zeszyt. Gdybym wtedy nie spotkała Harry'ego nie przeszłabym przez koszmar, nie byłabym w ciąży i nie tęskniłabym.
~~~~*~~~~~
Hej po długiej przerwie. Wreszcie dokończyłam rozdział. I ughh masakra. Wypaliłam się przy tym opowiadaniu, za to kocham pisać Steal. Summer jest idealna. No tak... Więc wypowiadajcie się. Zapraszam na Cross i Casino.

Szablon wykonała Clary G