wtorek, 31 grudnia 2013

Lubisz czytać? Wejdź :D

Naprawdę uznaję, że moja kanapa jest bardzo wygodna. Spędzę na niej całe swoje życie. Plus skrzynka piwa. Tak, to mi wystarczy. Sięgnąłem po pilota przełączając program w telewizorze. Moja siostra chodziła po kuchni znów wykłócając się o coś z Malikiem. Tak to jest jak się mieszka, z 5 idiotów. Harry wszedł do środka z lekka zdezorientowany. Przeczesał włosy i zdjął marynarkę. Zaraz się do mnie przyłączył.
- A ty co? Starość chcesz spędzić w tym salonie? - zapytał.
- Czemu by nie ?
- Stary, są wyścigi, akcje, imprezy. Rób cokolwiek, ale nie siedź bezczynnie. - wyjął z kieszeni szlugi odpalając jednego.
- Mi się tu podoba.
Pokręcił głową nie zgadzając się z tym co mówię. Zabrał mi pilota i włączył film.


czwartek, 26 grudnia 2013

10. We are young.

-Co doprowadziło cię do takiego stanu?
-Zbyt późne konsultacje serca z rozumem.
Zabrał mnie do siebie. Mojej mamie oznajmił, że jesteśmy parą. Mówił bardzo przekonywującą. Uwierzyła w każde jego słowo. W tą całą bajeczkę.
- Kocham Ariel. - powiedział. - Chcę mieć ją przy sobie. Dlatego zamieszkamy razem. - delikatnie ścisnął moją dłoń.
Ja natomiast siedziałam cicho. Nie chciałam powiedzieć czegoś co będę potem żałowała. Kara byłaby bolesna, nawet po tych wyjaśnieniach. Moja rodzicielka była urzeczona Harry'm. Nie miała nic naprzeciwko. Wtedy ją znienawidziłam. Nie powinna mu ufać, a dała mu się podejść. No i właśnie tak mnie mu oddała. Chwila, minuta i po sprawie. Jestem jego za pozwoleniem własnej matki.
Leżałam na łóżku czując, że się nie podniosę. Czułam się okropnie. Bolała mnie każda kość, a głowę mi rozsadzało. Byłam chora to było pewne. Lekarz pojawił się bardzo szybko, gdy tylko powiedziałam Harry'emu. Zdziwił mnie fakt, że on się w ogóle o mnie martwi. Ogólnie ostatnio zaczął zachowywać się dziwne. Po prostu inaczej. Nie tak jak on.
Leżąc w ciepłej pościeli, zastanawiałam się nad swoimi słowami, które mu zadeklarowałam. Miał się leczyć i starać dla mnie. Miałam być wsparcie. Zdałam sobie sprawę, że zależy mi na nim. Inaczej bym mu nie pozwoliła. Nadal bym uciekała.
Ariel, zmieniłaś nastawienie.
Przecież właśnie to stwierdziłam.
Tylko potwierdzam.
Westchnęłam nakrywając się kołdrą. Było zimno jak cholera, ale to przez gorączkę. Wszystko było przez gorączkę. 
Usłyszałam otwieranie drzwi i ujrzałam sylwetkę Harry'ego. Dziwne zmartwienie malowało się na jego twarzy. Wyciągnęłam rękę, którą złapał. Ukucnął przy łóżku i odgarnął mi włosy z czoła.
- Zimno ci? - spytał.
W odpowiedzi pokiwałam głową. Nakrył mnie jeszcze jednym kocem i przyniósł leki zbijające temperaturę. Wypiłam również ciepłą herbatę.
- Skarbie... - przytulił mnie pocierając moje ramiona.
To był taki czuły gest znów nie podobny do niego. 
- Harry - oplotłam kark chłopaka. - Musisz iść, bo cię zarażę.
- Cśś - szepnął. - To nie ważne. Będę tutaj. 
Czułam się lepiej, gdy leżał obok i ze mną rozmawiał. gorączka ustąpiła, a gardło tak nie bolało.
- Będziemy razem? - zapytał czym mnie zaskoczył.
- Co? - popatrzyłam na niego. - Jak? Ty masz burdel. Sypiasz z dziwkami. Nie umiesz mnie szanować. To ma być związek? - słowa szybko wylatywały z moich ust.
- Wiesz przecież o mojej chorobie. Ja pójdę się leczyć, zaczniemy sobie ufać. Nie będzie żadnej innej oprócz ciebie.
- Nie pasuję do tego życia. Chcę ci pomóc, ale nie chcę być jego częścią. - wymamrotałam słabo.
- Proszę cię. Daj nam szansę. - opowiedział zdeterminowany.
Patrzył mi głęboko w oczy. Jego spojrzenie było takie prawdziwe. Ufne. Westchnęłam cicho zastanawiając się co mam powiedzieć. Naprawdę nie wiedziałam. Miałam kompletny mętlik. Jaką podjąć decyzję? To było trudne. Morderca walczył o moje serce. On tak łatwo umie namieszać mi w głowie. Wiem, że mną manipuluje ale nie potrafię odejść. Chęć pomocy Harry'emu jest silniejsza. Pozwoliłam mu zawalczyć i stało się.
~~~*~~~
Stałam w domu tych wszystkich dziewczyn. Co chwila któraś tuliła się do swojego szefa. Mnie natomiast coś trafiało. Nie umiałam na to patrzeć. Czułam dziwną zazdrość.
- Hej - Ariel podszedł do mnie Louis, kiedy piorunowałam jedną wzrokiem.
- Cześć. - stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek.
- Słyszałem, że namówiłaś Harry'ego na leczenie. - objął blondynkę w talii. Ubrana była w krótką, czerwoną sukienkę i też mnie denerwowała. Wszystkie po kolei powinny zostać wyemigrowane z tego kraju.
Ehkem...nie przesadzasz troszkę?
Zamknij się! Niech wypierdalają w tych spódniczkach. Wyjebią się na zakręcie w szpilkach i tyle.
Ariel...spokój.
- Tak, ale nie wiem jakie będą efekty - mruknęłam i pociągnęłam go do kuchni ,gdzie byliśmy sami.
- On i ja...Jesteśmy razem. - szepnęłam.
- Co? - prawie krzyknął. Zaraz głośno wypuścił powietrze.
- Jak się boję, ale chcę. Chcę być przy nim. Tylko mam tego dość. tego burdelu. - powiedziałam przez złość.
- Dobrze, pogadam z nim. - wyszedł z kuchni a ja za nim.
Szybkim krokiem podeszłam do Styles'a i odepchnęłam rudą dziwkę.
- Spierdalaj. - warknęłam i wtuliłam się w chłopaka.
Dlaczego szukałam bezpieczeństwa w ramionach kogoś kto nie raz mnie skrzywdził? Nie wiem i nie umiałam sobie na to odpowiedzieć. Na razie chciałam zaznać spokoju i ciepła i może miłości. Tylko czy on może mi to dać?
~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~
No em, um....
Słabo wyszło, ale może Wam się spodoba. Mam niespodziankę :) Po tym opowiadaniu powstanie LINIA ZYCIA NASZYCH SERC 3. Do czego jest już zwiastun :d

wtorek, 24 grudnia 2013

Imagin świąteczny



Biały puch opadł bezszelestnie na ziemię. Stałem w oknie bacznie obserwując jak płatki śniegu opadają nieba. Mróz rysował wzorki na szybie, po której przesuwałem palcami. Świąteczny nastrój udzielał się już wszystkim. Dzieci biegały po sklepach z zabawkami, rodzice kupowali wymyślne prezenty, a zakochane pary zastanawiały się jak spędzić święta. Można wyjechać, można zostać u rodziców lub też w domu. Przecież jest wiele możliwości.
Przymknąłem oczy, przypominając sobie zeszłoroczne święta. Byliśmy wtedy wszyscy. Cała nasza trójka.
T.I od rana biegała po domu chcąc dopiąć wszystko na ostatni guzik. Thomas leżał na dywanie i śmiał się, gdy uchwyciłem aparatem jego ruchy. Maluszek miał już pół roku i chętnie rozwijał swoje umiejętności np. w samodzielnym siadaniu. Odłożyłem sprzęt i wziąłem synka na ręce. Podłożyłem dłoń po jego plecki a raczej główkę i przeszliśmy do kuchni. T.I krążyła po pomieszczeniu śpiewając pod nosem świąteczne piosenki. Czuć było zapach ciast i wigilijnych potraw.
- Zobacz co ta mamusia robi? – złapałem rączkę syna.
Dziewczyna słysząc mój głoś, odwróciła się. Posłała nam wesoły uśmiech i podeszła bliżej. Ucałowała moje usta i czółko Tom’a.
- Kochanie trzeba ubrać choinkę. Wcześniej nie mieliśmy na to czasu – zauważyła.
- Tak, wiem. Uśpię go i zniosę ją na dół. Ozdoby są w pokoju gościnnym, w pudełkach. – odpowiedziałem jej po chwili i poprawiłem malucha na rękach. – Pomachaj mamie i idziemy spać.
Chłopiec zaśmiał się i włożył paluszki do buzi. Jak zawsze… Wyszliśmy z kuchni i udaliśmy się na górę. Ostrożnie minąłem zabawki w pokoju synka i doszedłem do łóżeczka. Thomas’owi wystarczyło chwile pośpiewać i usypiał momentalnie, tak jak tym razem. Popatrzyłem na anielską buźkę dziecka i uśmiechnąłem się. Miałem przy sobie prawdziwy skarb w postaci T.I, która dała mi tego aniołka.
Ustawiłem elektroniczną niańkę i zszedłem na dół razem ze sztuczną choinką. Po chwili przybiegła do mnie ukochana. Cmoknęła moje usta i zabraliśmy się do pracy.
Dobrze pamiętałem ile zabawy przy tym było. Śmialiśmy się, zakładając na drzewko bombki i łańcuchy. Efekt był bardzo zadawalający.
Objąłem T.I składając na jej szyi kilka pocałunków. Kolacja z rodziną i przyjaciółmi była udana i wspaniała. Czas spędzony w takim gronie, płynął bardzo szybko. Nim się zorientowałem zostaliśmy sami. Ukucnąłem przy choince i wyjąłem ostatni prezent dla mojej ukochanej. Wręczyłem dziewczynie średnie pudełko, które ostrożnie otworzyła. Ciągle się uśmiechała, czym powodowała, że ja robiłem to samo. W białym pudełku znajdowało się jeszcze jedno, trochę mniejsze.
- Louis… - szepnęła wyjmując pierścionek z białego złota.
W tym samym czasie, ja zająłem odpowiednią pozycję. Uklęknąłem na prawe kolano i spojrzałem w jej, pięknie, głębokie oczy.
- Najdroższa… Jesteś całym moim światem. Gdy kazałabyś mi przestać kochać Ciebie, nie umiałbym. To tak jakby zabrano mi powietrze. Dlatego nie możesz ode mnie odejść. Bez Ciebie nie ma mnie…chociaż jeśli się kogoś kocha, trzeba pozwolić mu odejść. Ale ja wiem, że ty kochasz mnie. Gdy się uśmiechasz, ja robię to samo. Gdy się cieszysz, ja również się raduję. Gdy widzę twoje łzy, robię wszystko abyś nie uroniła kolejnej. Chciałbym, abyśmy stworzyli prawdziwą rodzinę, którą zbudujemy z miłości. Czy zechciałabyś zostać moją żoną?
Wydawało się, że była to moja najdłuższa przemowa. W myślach, kilka dni wcześniej, układałem ich wiele, ale gdy przyszedł ten odpowiedni moment, każda wyparowała. Wszystko było spontaniczne i nerwowe. W napięciu czekałem na jej odpowiedź.
- Tak, Louis, tak – pokiwała głową rzucając mi się na szyję.
Wstałem i uniosłem ją, mocno obejmując.
Uderzyłem palcami o parapet wzdychając. Uśmiechnąłem się i odwróciłem słysząc kroki na schodach. Moja piękna żona szła w moją stronę, rozkosznie się przeciągając. Przyciągnęła mnie na tyle ile mogła, a dzielił nas pokaźny przedporodowy brzuszek, i pocałowała moje usta.
- Wesołych świąt kochanie – wyszeptałem w jej słodkie wargi.
Oplotła moją szyję uśmiechając się.
- Wszystkiego najlepszego Loueh.
Zamknąłem w swojej dłoni dłoń T.I i ruszyliśmy do kuchni. Moje kochanie, które nosiło nasze drugie dziecko, zaczęło przygotowywać śniadanie. Po chwili jednak posadziłem ją na krześle i wyręczyłem ją. Księżniczkę, którą nosiła pod sercem od dawna traktowaliśmy już jako czwartego członka rodziny. Drugie dziecko było planowane, Thomas zresztą też. Tego mi było potrzeba do szczęścia.
Postawiłem talerz przed dziewczyną i ukucnąłem. Dłoń ułożyłem na jej brzuszku, czując jak maleństwo się porusza.
- Wiesz co, ja … - nie dokończyła. Jęknęła przeciągle sama trzymając rękę w tym samym miejscu co ja.
Spojrzałem na jej twarz, którą teraz wykrzywiał ból. Niezupełnie wiedziałem co się dzieje, dopóki nie ujrzałem wody pod jej nogami. Aha, okay, córeczka robi mi prezent. Nie tracąc czasu, ani nerwów, sięgnąłem po telefon. Uspokajałem żonę dzwoniąc po karetkę. Zaraz po tym zadzwoniłem po Harry’ego. Przyjaciel nie wyjechał jeszcze, więc mógł zająć się Thomas’em.
Jakiś czas później siedziałem z T.I w Sali trzymając na rękach moje cudo. Dziewczynka miała zamknięte oczka i zaciśnięte piąstki. Oddychała spokojnie, śpiąc. Uśmiechnąłem się.
- Kocham święta… - szepnąłem cichutko.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~
Chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia z okazji świąt. Spędźcie je w wesołym gronie, dostańcie wymarzone prezenty i czego tylko zapragniecie :* Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku. Oby był lepszy od poprzedniego. Żeby nas One D odwiedziło, żeby w szkole dobrze było :) 

czwartek, 19 grudnia 2013

9. Love is on the radio.

- Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.
Moja mama i Mike mniej więcej wiedzieli dlaczego się ukrywam. Czemu uciekłam. Jednak nie powiedziałam im wszystkiego. Nie zdradziłam szczegółów. To lepiej było zachować dla siebie. 
Stałam pod strumieniami wody czując odprężenie. Moje myśli na chwile gdzieś odpłynęły. Mięśnie rozluźniły się pod wpływem ciepła. Nie chciałam nawet spojrzeć na swoje ciało. To pokaleczone, z bliznami i ranami. Czułam wstręt i obrzydzenie po nożu i jego pięści. Tak...to wtedy bardzo bolało. 
Ale za to ciągle czułam jego dotyk. Dotyk Styles'a, którego pragnęłam. Oparłam się o zimną ścianę przymykając powieki. Całe uniesienie, mimo początkowego bólu, podobało mi się. Wtedy był taki inny. Delikatny. Czuły. Nawet trochę nieśmiały. Pokazał dobrą stronę człowieka i ja w to wierzę. Wierzę, że jest dobry tylko ukrywa się w ciele mordercy. Przypomniałam sobie jak mnie całował. Jakby nie chciał skrzywdzić. Przesuwał powoli wargami po mojej szyi, obojczyku...
Mimowolnie moja rękę powędrowała do kobiecości. Dreszcz przeszedł przez moje ciało, gdy cała noc z Harry'm pojawiła się w mojej głowie. Rozchyliłam wargi, cicho wzdychając, gdy sama sobie sprawiałam przyjemność. Czułam się znacznie lepiej, kiedy ruchy mojej dłoni przyśpieszyły. Jęknęłam czując ciepło w podbrzuszu.
- Nie ładnie tak samej. - usłyszałam chrypliwy głos, a zanim otworzyłam oczy byłam przyparta do ściany.
Moje ręce wylądowały na torsie mężczyzny i teraz miałam 100% pewność kto to. Nie zdążyłam zareagować, bo zostałam posadzona na jego biodrach i gwałtownie poczułam męskość Styles'a w sobie. Krzyknęłam wbijając palce w jego ramiona. Wypychał biodra wchodząc we mnie mocniej. Teraz się nie zastanawiałam co on tu robił i jak mnie znalazł. W ogóle o tym nie myślałam. Chciałam tylko jednego. Chciałam, żeby pieprzył.
Mój głos rozlegał się po całej łazience. Może ktoś to usłyszał? A jeśli tak to co wtedy? Odepchnęłam od siebie myśli i zaczęłam skupiać się na jednym.
- Harry... - wydyszałam łącząc nasze usta. Po chwili krzyknęłam dochodząc.
Zaraz po mnie i on zakończył. Zmęczony oparł mnie o ścianę jak przed chwilą i położył czoło na moim obojczyku.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem wkurwiony Ariel. I nie wiem jak cię ukarać, ale wrócisz do mnie. Nie będę się za tobą uganiał. Masz mnie słuchać. Poza tym byłaś wspaniała. - pocałował moje usta. - Dobrze, że twojej mamy nie ma. Nie słyszała jak krzyczysz moje imię.
Popatrzyłam na niego ogłupiała. Strasznie mieszał mi w głowie. Jedno wiedziałam. Już nigdy nie uwolnię się od tego koszmaru. Byłam, jestem i będę. Jedynym wyjściem była śmierć, ale jeszcze jej nie chcę. 
- A teraz chodź. - wyłączył wodę i rozłączył nasze ciała. 
Wyniósł mnie z łazienki. Biodra miał przepasane ręcznikiem. Położyliśmy się na łóżku. Przyciągnął mnie do siebie i pocałował we włosy. Kolejny czuły gest z jego strony. Nie wiem jak mam reagować...
Objęłam go jedną ręką zamykając oczy.
- Musisz słuchać. Wtedy nie będzie bolało. - mruknął.
- Musisz mi zaufać. Dlaczego mnie więzisz?
Zadałam proste pytanie. Pytanie, które non stop mnie męczyło. Chciałam w końcu uzyskać odpowiedź. Ale czy on mi jej udzieli?
Westchnął i zamyślił się. Chyba sam nie wiedział.
- Może nadal się boję, że pójdziesz na policje? Może dlatego, że jest mi z tobą dobrze.
- O czym ty mówisz? Jak ze mną? Nie jesteśmy razem, a ty mnie traktujesz jak rzecz do wyżywania się - podparłam się na łokciu z odwagą patrząc mu w oczy. - Harry zabijasz, zmuszasz do seksu, bijesz. Ty jesteś chory.
Czekałam na to jak oczy mu pociemnieją, a szczęka zazgrzyta, ale nic takiego się nie stało. Jedynie mocniej zacisnął rękę na mojej talii. Co mógł mi teraz zrobi? Pobić za prawdę? Był do tego zdolny. Zasłoniłam swoje ciało kołdrą cały czas obserwując chłopaka.
- Czasem - ciągnęłam dalej - jesteś inny. Np. teraz. Wiesz... umiesz słuchać, umiesz zrozumieć, a potem znów nie jesteś sobą. Jesteś potworem.
I cisza. Może nie zupełna, ponieważ moje serce dudniło jak głupie, ale żadne z nas się nie odezwało. W sumie za słowa prawdy mogłam zostać ukarana, ale ktoś musiał mu to w końcu powiedzieć. Nie wiedziałam skąd nabrała się u mnie taka odwaga. Jak zdołałam coś przy nim wydusić. Przecież się go bałam.... Raz bałam, a raz pragnęłam. Czułam że i ja jestem chora. Nie umiem decydować. 
Chłopak podniósł się na rękach i usiadł. Swoimi palcami przeczesał włosy wzdychając.
- To prawda. Ale ja taki jestem - zaśmiał się sucho. - Zawsze byłem. 
- Ale możesz to zmienić. Możesz się leczyć. Spróbować być dobrym. Do końca życia na pewno nie chcesz krzywdzić innych... - położyłam ostrożnie dłoń na jego.
Podniósł głowę patrząc na mnie.
- Muszę mieć dla kogo - mruknął cicho.
Westchnęłam słabo.
- Możesz dla mnie.- szepnęłam.

~~~*~~~~
O Jezu... Piosenka przy której pisałam w ogóle nie pasuje do rozdziału haha:D
WOOOOW
WIELKIE, WIELKIE DZIĘKUJĘ
Pobiliśmy już 50 000 wejść.
Bardzo się cieszę, że czytacie ten blog. I historie Rosemary i teraz Ariel.
Dzięki temu wiem, że mam dla kogo pisać. 
Tylko teraz tak.... Rozdział wyświetla ponad 100 osób, a czasem nawet 10 komentarzy nie ma :(
Zrobicie mi niespodziankę? Wiecie jak Was kocham :D
Klik

niedziela, 15 grudnia 2013

8. Napraw.



  - Nie wiecie co w moim sercu się kryje
chce żyć i przeżyje... Chce wolną być, chcę żyć...
~trzy dni później~ 
 Spacerowałam po ogrodzie ciesząc się ładną pogodą. Słońce ogrzewało moją twarz, a ja uśmiechałam się. Pierwszy raz od dawna. Nadal żyłam w całym tym koszmarze, ale to co mogłam zrobić to jedynie słychać i być posłuszną. Zamknęłam oczy i znów przypomniało mi się wydarzenie z wczoraj. Harry wrócił z wyścigów trochę za bardzo pijany. Wtedy tym bardziej nie panuje nad sobą. Zdecydowanie jest jeszcze kimś innym. Zdenerwował się, gdy odmówiłam mu pójścia z nim do łóżka. Nie chciałam tego kolejny raz i na pewno nie kiedy jest nie trzeźwy. Mocno odepchnęłam jego klatkę i chciałam uciec. Złapał moją rękę w jednej chwili odwracając do siebie. Po sekundzie mogłam czuć piekący ból na policzku. Nie wiem jakim cudem, ale krew znów popłynęła brudząc moją koszulkę.
 - Robisz to co ci każe dziwko, a nie to na co masz ochotę. - warknął ciągnąc za moje włosy.
Uderzył moim czołem o framugę drzwi i odepchnął. Później znikł na górze. Zjechałam na podłogę dusząc się łzami i próbując zatamować krew z rany na czole. Ten okropny ból i strach. Nie zasługuję na wolność? Co złego uczyniłam?- przez całą noc próbowałam odpowiedzieć sobie na te pytania. Pokręciłam głową i dotknęłam rozciętego miejsca, które było dzisiaj zszywane przez prywatnego lekarza. Styles był od rana w burdelu, a ja zostałam sama. Przynajmniej teraz czułam się choć trochę bezpieczna. Wszystko było zabezpieczone, nie miałam jak wyjść. Telefonu tutaj też nie było. Harry zabrał komórki i wszystko czym mogłam się kontaktować. Był przebiegły. Westchnęłam zła i załamana, wchodząc do środka. W kuchni przygotowałam obiad dla naszej dwójki. Boże niech to wszystko się już skończy. Już wysiadam. Brakuje mi siły. Chcę mieć spokój.
Usłyszałam jak otwierają się drzwi. Zaraz potem śmiech Harry'ego i jakiejś dziwki. A tak Megan - kolejna zabawka Styles'a, którą zatrudnił w swoim interesie. Jak to szef musi zrobić jej szkolenie nieprawdaż? Rzuciłam łyżkę do zlewu zła, że zaraz będę słuchać jak się pieprzą.
 - Ona tu jest? - usłyszałam piskliwy głos Meg i zacisnęłam dłonie w pięści.
 - Jestem. - warknęłam stając w holu. Zlustrowałam ją wściekłym wzrokiem. Jej krwista sukienka więcej odkrywała niż zakrywała. Naprawdę byłam zdenerwowana. Nie było jakiegoś innego miejsca? - Skoro masz Megan to ja jestem zbędna - rzuciłam i wbiegłam na górę. Nawet się nie odezwał. Dziwne prawda?
Ja nie byłam zazdrosna. Byłam wkurwiona, że teraz to ją będzie wykorzystywał. Chociaż to nie powinna być moja sprawa. Ona sama zapewne wiedziała kim się staje. Nie będę.ingerować w kogoś takiego życie. Chodziłam po pokoju pakując swoje najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka. Słysząc ich grę wstępną w sypialni, zeszłam na dół. Miałam wielkie szczęście, gdy okazało się że nie włączył blokad i alarmu. Swobodnie mogłam otworzyć drzwi i wyjść. Tak zrobiłam. Najpierw tylko porwałam jakiekolwiek pieniądze. Szłam przez ten okropny las dziękując sobie, że starałam się wcześniej zapamiętać drogę. Długo trwała moja wędrówka, aż dotarłam do stacji benzynowej. Tam zapłaciłam, aby zadzwonić w budce telefonicznej do Louis'a. Jego numer znałam na pamięć.
Czekałam cierpliwie , aż odbierze. Po naszej rozmowie wiedziałam, że po mnie przyjedzie. Siedziałam na drewnianej ławce, gdy ujrzałam jego auto. Wyszedł do mnie i zabrał do mercedesa.
 - Ariel to było głupie. Jeśli on cię dopadnie... - pokręcił głową.
 - Nie zamierzam być jego niewolnicą. - odparłam. Więcej żadne z nas się nie odezwało. Jechaliśmy w zupełnej ciszy. Podałam mu tylko adres i po dwóch godzinach byłam pod moim domem. Pocałowałam policzek bruneta i wysiadłam. Wchodząc do domu kompletnie zaskoczyłam zrozpaczoną mamę. I siedziałam na kanapie tłumacząc jej i bratu moją nieobecność.
~Harry~
Gdy tylko zszedłem na dół, zorientowałem się że jest za cicho. Megan była na górze, a Ariel nie dawała znaku życia. Rozejrzałem się po parterze. W kuchni był niedokończony obiad, ale jej nie było. Ogród tez pusty.
- Ariel chodź tu! - krzyknąłem, gdy przeszukałem każde pomieszczenie.
Odpowiedziała mi cisza. Zdenerwowany jeszcze raz sprawdziłem każdy pokój. Nigdzie jej nie było. Przecież nie mogła uciec. Dom był zam....kurwa! Poleciałem do drzwi sprawdzając w alarmie, kiedy ostatnio go włączałem. Kurwa, kurwa, kurwa! Zapomniałem, gdy wszedłem z Megan. Uciekła mi, ale ją i tak znajdę. Oj znajdę i skończy naprawdę źle. 
Wyszedłem z domu i pojechałem do burdelu, gdzie spotkałem się z chłopakami. Nie było Louis'a, nie odbierał telefonu. Już wiedziałem. Znów jej pomagał. Wsiadłem do domu i pojechałem go szukać. Znalazłem chłopaka na klifie. Opierał się o auto i palił papierosa. Dym unosił się osłaniając go. 
- Tomlinson - warknąłem. - Gdzie ona jest?
- Kto? - odwrócił się nie rozumiejąc o czym mówię.
- Ariel. szujo gdzie ta dziwka? - szarpnąłem nim.
- Uciekła ci? Znów? Styles staczasz się. Innej nie pozwoliłbyś sobą manipulować. - poklepał mnie po plecach.
Co? Dałem się... kurwa! On miał rację. Miał tą cholerną rację.
~~~~~~*~~~~~~~~
Hejo:) 
Napisałam. Dodaję, a wy komentujecie, bo słabo ostatnio było :)

niedziela, 8 grudnia 2013

7. Wrecking ball.

-Wiesz gdzie leży niebo?
-Wiem. On jest moim niebem.
Siedziałam przy dużym stole i jadłam kolację razem z Harry'm. Wrócił z pracy, czyli akcji z chłopakami i spędził ze mną czas. Udaję mi się być posłuszną, aby nie zostać ukarana. Chłopak na razie powstrzymuje swoje wybuchy i chwała za to Bogu. Wstałam i posprzątałam po nas. Włożyłam brudne naczynia do zmywarki i udałam się na górę. Stojąc w łazience w samej bieliźnie, dokładnie lustrowałam swoje ciało. Siniaki na obojczyku zniknęły, jednak zostało jeszcze parę na brzuchu i plecach. Zamknęłam oczy odganiając od siebie złe wspomnienia, gdy poczułam jak ktoś mnie objął. Dotyk ciepłych dłoni na moim ciele, sparaliżował mnie.
- Tyle ran zadanych, a nadal jesteś piękna. - mruknął mi do ucha. 
Odważyłam się do niego odwrócić. Odgarnęłam włosy z czoła i spojrzałam mu w oczy. Oh, teraz raziły zielenią. Zieleń to spokój. Odczytałam go. Teraz już wiedziałam, kiedy mogę się bać a kiedy nie. Musiałam mu patrzeć w oczy.
- To sprawia ci przyjemność? Robienie mi krzywdy? Podoba ci się?
- Jak mnie nie słuchasz to tak - wzruszył ramionami. - Wtedy wiesz, że coś źle zrobiłaś.
- Szkolenie..- prychnęłam.
- Ubierz się w sukienkę. Wychodzimy - zignorował mnie.
- Gdzie? - przełknęłam ślinę.
- Do klubu. No ubieraj się. - ponaglił mnie i wyszedł.
Na łóżku leżała czysta, seksowna bielizna oraz sukienka. Oczywiście, musiał mi wybrać ubranie, bo inaczej nie byłby sobą. Westchnęłam ubierając się w to co było przyszykowane. Rozpuściłam włosy i umalowałam się, aby przysłonić siniaki. Po ostatnim uderzeniu został spory ślad. Miałam nadzieję, że Harry nie zabiera mnie do klubu, aby sprzedawać moje ciało. Nie chciałam tego.
- Chodź Ariel - wszedł do pokoju poprawiając czarną marynarkę.
Grzywkę miał jak zawsze do góry na żel. Prezentował się przystojnie, ale to nadal był ten sam drań.
Wziął moją dłoń i zeszliśmy na dół. zamknął dom i wsiedliśmy do auta odjeżdżając. Wbiłam wzrok w dłonie, które ułożyłam na kolanach. Może w klubie będzie reszta gangu? Może spotkam Lou. Chciałabym, aby mi pomógł.
- Rozdziewiczę cię. Dzisiaj. - wywarczał zmieniając bieg.
Spojrzałam na niego wystraszona. O Boże... Znów będzie bolało. Nie, tylko nie ból. Nie kolejny raz. I nie on. Ale czy ja mam wyjście? Żadnego. Muszę mu się oddać.
- Nie chcę - wymamrotałam odgarniając grzywkę.
Próbowałam spojrzeć mu w oczy, aby widzieć jaką mają barwę. Ale on wbił wzrok w drogę i nie miałam szans. Westchnęłam zrezygnowana opierając głowę o szybę.
- Nie pytam czy chcesz - odparł śmiejąc się. - Oznajmiam.
Kurwa, chyba humor mu się zmienił. Nie będzie ciekawie Ariel.
~~~*~~~
To był jeden z najlepszych klubów w mieście i jeden z którym zbierali się różni ludzie z różnych otoczeń. Nie myliłam się widząc resztę chłopaków Styles'a. Wszystko było zaplanowane i to z pewnością. Harry jest chory, ale jest bardzo inteligenty. Co pewnie nie tylko ja zauważyłam.
Każdego już poznałam, ale oprócz Louis'a nie chciałam mieć  z nimi nic wspólnego. Harry trzymał moją rękę i prowadził na fotele. Białe sofy rozciągały się w okół parkietu, a do nich dopasowane stoliki z jasnego drewna. Lampy neonowe jarzyły się oświetlając to miejsce.
- Cześć mała - każdy z pozostałej czwórki się ze mną przywitał.
Spojrzałam na Louisa szukając w nim wsparcia. Nasze oczy spotkały się. Mówiły nieme " przepraszam". Odwróciłam wzrok i usiadłam przy Styles'ie, ktory mnie za sobą pociągnął. Dłoń trzymał na moim kolanie i rozmawiał o czymś z Zayn'em. Nie lubiłam takich miejsc. Nigdy do nich nie chodziłam. Za dużo ludzi i za głośno.
- Chodź zatańczymy - poprosił Tomlinson.
- A pozwoliłem? - Harry odwrócił do nas głowę.
- Przecież nie ucieknę - zdałam się na odwagę i wstałam.
Chwyciłam rękę niebieskookiego i stanęliśmy na parkiecie. Taniec był tylko pretekstem do rozmowy.
- Przepraszam cię Ariel. Ja nie wiem jak on się dowiedział. Jak cię znalazł. - szeptał mi do ucha. - Nie powiedziałem mu. Nie zdradziłem cię.
- Wiem - przytaknęłam. - Wszystko wiem.
- Zrobił ci coś znów? - mocniej ścisnął moją rękę.
- Tak, ale wiem już do czego jest zdolny. Wiesz co Lou? Jesteś moim przyjacielem - przytuliłam się.
  ~~*~~
Weszłam do rezydencji, a zielonooki zaraz za mną. Zamknął drzwi, włączył alarm i zapalił światło w podwieszanym suficie. Jednym plusem całej sytuacji było to że Harry nie był pijany. Może postara się być chociaż delikatny, bo nie mam co się łudzić, że odpuści. Nawet nie ma takich szans. To człowiek zagadka, ale tak łatwo nie ulega. Co prawda zauważyłam, że czasem w jakiś sposób da się go podejść, ale nic nie jest pewne. Odwróciłam się do niego i oplotłam kark chłopaka, gdy mnie przyciągnął. Musiałam współpracować. Większe szansę na mniej bólu. Przesuwał rękoma po moich biodrach, aż w końcu docisnął mnie do ściany. Jego język wdarł się do moich ust muskając podniebienie, a męskość chłopaka ocierała się o moją kobiecość. Było to przyjemne i podniecające uczucie. nigdy wcześniej nie doświadczone.Wziął mnie na ręce i wniósł na górę. Rzucił mnie na łóżko, a ja pociągnęłam do za koszulę. Krew wrzała mi w żyłach i czując, że nie jest agresywny, chciałam więcej. Przygryzłam mu wargę, gdy znów mnie pocałował, wiec cicho zawarczał.
 O nie Styles, nie będę się ciebie teraz bać.
Zaczęłam rozpinać mu koszulę, aż zdarłam ją z jego ramion. Harry rzucił materiał na podłogę i dobrał się do mojej sukienki. Również bardzo szybko znalazła się na ziemi. Oczy mu błyszczały, gdy patrzył na moje ciało odziane tylko w samą bieliznę.  Różową z czarną koronką, którą sam wybrał. Pochylił się, aby muskać ustami moją szyję i obojczyk. A ja mu pozwalałam na wszystko, choć ani trochę nie ufałam. I wiedziałam, że nigdy nie zaufam. Rozsunął moje nogi i naparł na moje ciało swoim. Całując mnie pozbywał się reszty ubrań, która w szybkim czasie wylądowała na podłodze. Przyssał się do mojej szyi zostawiając na niej ślad swoich warg. Westchnęłam cicho wplatając mu palce we włosy. Boże, oddawałam się mojemu zabójcy... To było chore samo w sobie. I nie można było nic poradzić. Ucieczka nie wchodziła w grę.
Jego ciepły oddech otulił mój obojczyk i po chwili dekolt na których składał pocałunki. Byłam już zupełnie naga i zawstydzona. Czułam również drżenie ze strachu. Tak, bałam się tego cholernie. Zamknęłam oczy próbując zapomnieć, że to właśnie z nim tu jestem. Tylko to mogło mi w tej chwili pomóc. Zaczęłam szybciej oddychać, gdy pozbywał się bokserek. Sięgnął do nocnej szafki, aby się zabezpieczyć. Przymknęłam oczy i złapałam ramiona Styles'a, gdy wszedł we mnie. Powoli, ale jednak okropny ból przeszył całe moje ciało. Łzy stanęły w oczach, a zęby zazgrzytały. Poruszył się we mnie, a z mojej krtani wydobył się krzyk. Zaraz został zagłuszony, gdy mnie pocałował. Ból nie ustępował przez dłuższy czas, gdy Harry zagłębiał się we mnie bardziej. Pisnęłam wiele razy nie umiejąc oddać się przyjemności. Nie tej nocy.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
No i doszło do rozdziewiczenia.
Kurczę nie wiem kiedy następny rozdział gdyż, ależ, ponieważ jeszcze nie przepisałam.
Zajęłam się robieniem zwiastunu i to jego efekty.

ZAPRASZAM DO PYTANIA BOHATERÓW :)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

6. Whenever, whenever


-Serce choć ma blizny chce bić.
Chciał mnie zabrać z powrotem do piekła? Już tam byłam i więcej razy nie chciałam. Stałam w pomieszczeniu, gdy Harry poruszał się po mojej tymczasowej sypialni. Zbierał rzeczy pakując je do torby. Nie umiałam zaprzeczyć czy wydać z siebie żadnego dźwięku. Ucieczka też nie miałaby sensu. Wszedł do łazienki. Dokładnie słyszałam jak zbiera wszystko z półki przy lustrze. Potem wkłada do sportowej torby i zamyka ją.  Podszedł do mnie i złapał za ramię. Głośno jęknęłam czując jak zaciska palce na połamanym obojczyku. Wymamrotał coś widząc moją minę i poluźnił uścisk. Zdjął ze mnie bluzę i spodnie od piżamy. Nawet nie zdążyłam się ruszyć, a byłam w samej bieliźnie. Przed NIM. Zlustrował głębokim spojrzeniem moje ciało i odwrócił się sięgając po bluzkę dla mnie. Ubrał ją mi i naciągnął mi też czarne jeansy. Zarzucił mi na ramiona swoją czarną kurtkę i pociągnął za rękę, biorąc wcześniej torbę. Zeszliśmy na dół i popchnął mnie do drzwi. Wyjął pilota i otworzył drzwi czarnego Audi. Kazał mi wsiąść do środka, a mój bagaż wsadził do bagażnika. Po chwili zajął miejsce kierowcy i nacisnął gaz ruszając. Wzrok miał skupiony na drodze, a ja prawdę mówiąc nie wiedziałam co się dzieje. Nie panowałam nad sytuacją. Przyspieszał co jakiś czas i gdy znalazł się na trzypasmowej z precyzją wyprzedzał auta przed nami. Trochę się bałam, gdy rozwijał taką prędkość. Ale oczywiście nie zabrałam głosu. Pewnie przypominał by teraz pisk dziecka. Wyjechaliśmy z miasta w jakieś lasy. Asfalt ciągnął się jeszcze długo, aż w końcu brunet wjechał między drzewa. Minęło dokładnie 10 minut, które odliczałam w głowie gdy samochód zatrzymał się przed ogrodzoną parcelą. Piękny dom, w ogóle nie w guście i stylu Harry'ego.
- Wysiądź - nakazał cicho.
Odpięłam pas i otworzyłam drzwiczki. Stanęłam na żwirze rozglądając się. Światło dawały powłączane lampy ogrodowe. Gdyby jednak były zgaszone, bałabym się zrobić tu krok. Samo otoczenie przyprawiało dreszczy na skórze. Harry wziął mnie za rękę i weszliśmy po schodkach na górę. Otworzył drzwi od domu i wprowadził mnie do środka. Było dość przyjemnie urządzone. Podobało mi się, ale jak mogłam w takiej sytuacji myśleć o aranżacji? Ewidentnie wydarzenia z ostatnich dni, źle podziałały na moją psychikę. Rzucił moją torbę pod ścianę i zapalił lampkę na stoliku. Stojąc w holu miałam naprzeciw okrągłe schody, prowadzące na górę. Wejście do przestronnego salonu i jadalni. Idąc dalej doszłabym do kuchni i jakiegoś korytarza.
- O co ci chodzi? Po co mnie tu przywiozłeś? Tu mnie zabijesz czy zrobisz ze mnie dziwkę? - Byłam zaskoczona nadmiarem odwagi w sobie. Jakieś piętnaście minut temu nie myślałam nawet się odezwać.
- Musiałem cię ukryć - wytłumaczył spokojnie.
Nie zachowywał się jak tam ten Styles. Ten z mordem w oczach. Z niezwyciężoną siłą.
- Przed tobą? - zakpiłam kładąc rękę na biodrze.
Zaczęłam coraz mniej rozumieć z całej tej historii mojego życia. Robiła się bardzo skomplikowali i nie dawała mi odpowiedzi na męczące pytania.
- Przed policją. - usłyszałam irytację w jego głosie.
Ariel stąpasz po cienkim gruncie.
No tak... Policja musiała mnie już szukać. Na pewno. Cholera, że też na to wpadł aby mnie ukryć. Może w końcu dostałabym oczekiwaną pomoc, a tak? Tak muszę cierpieć i czekać dalej.
- Skąd wiesz gdzie byłam? Louis mnie wydał? - wydusiłam z siebie mimo tego, że teraz jego wzrok paraliżował mnie całą.
- Nie wydał cię - jego usta wykrzywił cyniczny uśmiech. - Po prostu umiem dobrze szukać. - podszedł do mnie wolnym krokiem i chwycił za nadgarstki. O cholera po raz drugi. Chyba znów zaczęłam się bać.
Chyba czy może na pewno?
Przesunął zimnymi palcami po mojej skórze. Zataczał kółka na dłoniach, aż podniósł moją rękę do swoich ust i ją ucałował. Nigdy nie znałam człowieka, któremu tak szybko zmieniał się humor i nastawienie. Ale ja wiedziałam, że on to robił celowo. Chciał być nieprzewidywalny. Bardzo dobrze mu wychodziło. Zerknęłam na niego z pod grzywki, która opadała na moje czoło. Nic nie umiałam wyczytać z wyrazu jego twarzy. Zdjął ze mnie kurtkę i odwiesił ją. Później znów stykaliśmy się ciałami. Chciałam się cofnąć, ale mógłby być to błąd. Pochylił się nieznacznie nad moim obojczykiem i zaczął składać na nim pocałunki. Wiedziałam, że jego wargi będą przyjemnie. Ale nie wiedziałam, że aż tak. Że bestia w człowieku może mieć je tak miękkie. To na chwilę dało zapomnienie bólowi i przerażeniu.
Stałam bezruchu pozwalając mu na to co robił. Mogłam teraz spodziewać się wszystkiego i nie wiedziałam co może zrobić. Po chwili otworzyłam oczy i w tym samym momencie dostałam w twarz. Zacisnęłam zęby czując piekący ból na policzku.
- Naucz się słuchać i nie uciekaj więcej. Będę miły jak ty będziesz posłuszna. - teraz powoli głaskał moje bolące miejsce.
Doprowadzał mnie do szału z tymi nastrojami. Był okropny to trzeba było przyznać. I wkurwiający. I bałam się go jak cholera.
Wziął mnie na ręce jak dziecko i zmierzał ku schodom. Ostrożnie stawiał kroki na stopniach, a ja uczepiłam się jego szyi aby mnie nie upuścił. Oddychałam szybko pozwalając by łzy płynęły. Moczyły mu koszulkę, ale za bardzo mnie to nie obchodziło. Uwolniłam swoje emocje mimo, że mógł mnie za to skrzywdzić. Weszliśmy do jednej z sypialni i zostałam ułożona na miękkim, dużym łóżku. Stał nade mną i patrzył. Ja nic nie mówiłam, czując pulsujący ból w obojczyku. Uklęknął na materacu mając moje ciało między swoimi kolanami. Rozpiął moje spodnie i zsunął je z moich nóg. Przykrył mnie kołdrą i zgasił światło. Potem usłyszałam jak opuszcza pokój. Zdecydowanie za dużo wydarzeń jak na jeden dzień.
Leżałam nieruchomo, aby nie czuć bólu. Kość mogłam urazić w każdej chwili. Zamknęłam oczy wyrównując oddech.
Boże, wiem że człowiek przypomina sobie o Tobie i wtedy się zwraca, gdy jest w krzywdzie,
ale mam śmiałość prosić się o pomoc. Albo zabierz mnie do siebie. Tam gdzie bezpiecznie.
~~~~~~~~*~~~~~~~~
Jakoś tak...smutno mi po tym rozdziale. Muszę przyznać, że wlałam w niego za dużo emocji i to wszystko przez Karolinę. :( Winna. Czekam na Wasze opinię tego...czegoś.
 ZAPRASZAM :D




poniedziałek, 25 listopada 2013

5. Where the Wild Roses Grow


- Nie każdy, kto stracił wiarę w raj, zaczyna wierzyć w piekło
Od paru dni zaczęłam się powoli poruszać po domu Louis'a. Nadal kazał mi leżeć, ale musiałam trochę ćwiczyć. Każdy ruch wciąż powodował u mnie ból, ale nie tak jak z przed kilku dni. Jeśli chodzi o Louis'a to specjalnie mu nie ufałam. To mogła być pułapka, mógł mnie oszukiwać choć teraz pomagał. Nic o nim nie wiedziałam prócz tego, że pracuje ze Styles'em.
- A ty swoje - usłyszałam za sobą, gdy stałam w kuchni.
- Muszę - mruknęłam pijąc sok. - Wypuść mnie.
- Wtedy Hazz znajdzie cię w twoim domu i będzie jeszcze gorzej - wytłumaczył.
Westchnęłam smutno patrząc na zegarek. Dochodziła 17. Czyli mogę podać obiad.
- Jaką ty masz korzyść z tej pomocy? - zapytałam wyciągając talerze.  Jeju jaka ja byłam głodna.
- No po prostu nie jestem taki jak Harry.
Nie odpowiedziałam, ale na dźwięk jego imienia przeszedł mnie dreszcz. Starałam się odganiać od siebie złe wspomnienia, ale szło opornie. Każdy cios, jego ciemne oczy, ból.
Zaczęło mi się kręcić w głowie i zrobiło mi się słabo. Louis złapał moje ramię widząc, że coś się dzieje i posadził mnie na krześle. Dał szklankę wody, którą od razu wypiłam. Będzie moim koszmarem do końca życia.
~*~
Leżałam nieruchomo na łóżku. Zegar tykał wydając z siebie głośne dźwięki. Kolejną godzinę próbowałam zasnąć i nie mogłam. Może to przez strach? Może bałam się, że go zobaczę, że wrócił. Sama nie wiedziałam. Do tego byłam sama. Tomlinson wyszedł nie wiem gdzie, ale nie pytałam. W pewnym momencie usłyszałam trzask drzwi i kroki. Pomyślałam, że lepiej będzie posiedzieć z nim niż  być tutaj i nieskutecznie próbować zasnąć. Wstałam z łóżka ubierając białe skarpetki, przeważnie chodziłam w nich. Ubrałam bluzę czując chłód i udałam się na korytarz. Zeszłam ostrożnie po schodach dziwiąc się, że Louis nie zapalił światła. 
- Lou? - odezwałam się kierując do salonu. 
Nie dostałam jednak odpowiedzi.
- Jesteś? - trochę się wystraszyłam.
Przecież wchodził. Słyszałam.
- Jestem kochanie - usłyszałam zachrypnięty głos za plecami.
Serce znów się zatrzymało. Czułam jakby miałam się zaraz udusić, bo nie mogłam złapać oddechu. Kilka kroków i zbliżył się do mnie. Silne ręce złapały moje biodra odwracając do siebie. Poczułam jeszcze większy strach, gdy wbił we mnie swoje ciemne spojrzenie. Zero śladu zielonego blasku. W ustach miał szluga. Wyjął go i wypuścił dym. Nie mogłam przewidzieć żadnego ruchu z jego strony. 
- Tomlinson ratował ci tyłek, ale dzień dobroci się skończył - powiedział cedząc każde słowo.
Ariel właśnie teraz zabrakło ci odwagi?
Nie, nigdy jej w sobie nie miałam.
Moje myśli próbowały skumulować się w jakąś całość, ale słabo szło. Byłam roztrzęsiona, przerażona i cholernie bałam się tego co zrobi za chwile. Czy będzie bardzo bolało? Czy tym razem też to przeżyję? Zamrugałam kilkakrotnie patrząc na niego. Czemu on jest spokojny? Dlaczego nic nie robi? Przełknęłam z trudem ślinę i złapałam oddech. Błagałam, aby Louis wrócił. Niech drzwi się otworzą, a on mi pomoże. Po jednak dłuższym zastanawianiu doszłam do wniosku że to on mógł być zdrajcą? Nie miałam tej pewności, że powiedział Styles'owi gdzie jestem. Ale mógł to zrobić i wszystko układało by się w całość. Całość mojego koszmaru. 
Powoli podniósł rękę i zdeptał rzucony na podłogę, niedopałek papierosa. Drugą dłoń ułożył na moim biodrze i przyciągnął mnie do siebie. Między naszymi ciałami nie było miejsca. Stałam z nim klatka w klatkę, będąc pewna że słyszy głośne i nie rytmiczne bicie mojego serca.
- Zabiorę cię tam gdzie jeszcze nie byłaś. - wychrypiał powoli poruszając wargami. Były pełne, bladoróżowe i pewnie idealnie całowały.
Oh, czyś ty zgłupiała Ariel?
Myślę o całowaniu mordercy, który zrobi ze mnie miazgę.
- Co ze mną zrobisz? - wydusiłam po parunastu sekundach.
Moje ciało drżało od nadmiaru emocji. Umysł nie chciał pracować i myśleć jasno.
- Księżniczkę mojego królestwa. - wymruczał.
~~~~~~~~*~~~~~~~~
No i to mi się podoba! Jak będzie tak dalej i będziecie dodawać tyle komentarzy,
a może więcej to ja będę motywowana. :D

piątek, 22 listopada 2013

4. Księżniczka.

- Jestem aniołem,który przebrał się za diabła by zwiedzić piekło.
Kolejne dni spędzałam bezpiecznie w domu.Wyjście z niego przerażało mnie. Bałam się że może mnie znaleść. Tak bardzo się bałam, że po mnie przyjdzie. Ale dlaczego to miała być ja? Kompletnie nie wyglądałam i nie zachowywałam się jak dziwka. Mój brat z mamą próbowali ze mną rozmawiać. Chcieli dowiedzieć się o chodzi, skąd takie moje zachowanie, ale szło im marnie. Prawie się nie odzywałam. Pokój opuszczałam sporadycznie. Ale po dwóch miesiącach musiałam wziąć się w garść. Ciągłe ukrywanie wszystkiego nie przyniesie nic dobrego. Poza tym nie mogłam doprowadzić się do zwariowania. Wiedziałam, że będzie ciężko dojść do siebie. Jeszcze to potrwa, ale czy bardzo długo? Ile muszę czekać, ile cierpieć? Tyle pytań w mojej głowie, a brak odpowiedzi. Pozostała mi wiara i nadzieja. A one umierają ostatnie.
Wraz z powrotem do normalnego życia, postanowiłam wrócić do pracy w restauracji. Aby mieć na swoje potrzeby, musiałam zarabiać. Praca  w "Good idea" była przyjemna. Czas szybko leciał w towarzystwie miłych ludzi i przyjaznych współpracowników. Czasem miałam dość przewijania się z tacą i kartą po sali, a nogi odmawiały posłuszeństwa, ale jednak chęć wciąż była.
Od razu po szkole, gdy wróciłam do domu, odpowiednio się przyszykowałam. Brata wybłagałam, aby zawiózł mnie na miejsce. Zgodził się po jakimś czasie, uznał że jednak to bezpieczniejsze, chociaż oglądał mecz i mu się nie chciało. Zostawił mnie pod restauracją i obiecał, że przyjedzie. Zabrałam torebkę i weszłam do lokalu. Wnętrze teraz przypominało klub, jednak w dzień było to bardzo przyjemne miejsce. Dobrze się tu czułam. Nie sądziłam jednak, że tacy ludzie jak oni go odwiedzą. Stałam za ladą, gdy weszli. Ludzi już nie było, bo zamykałam. Nagle zapomniałam jak się oddycha i zaschło mi w gardle. Zielone oczy wbiły się we mnie ni czym ostrza, a ja cała drżałam.
- Cześć kochanie. Dawno się nie widzieliśmy. - mruknął stając za mną i ciągnąc mnie za włosy.
Ze strachu, który paraliżował moje ciało, nawet nie wydobyłam z siebie żadnego dźwięku.
- Hazz nie baw się z nią - wtrącił Mulat. - Nie poszła na policję. Nic nikomu nie powie. Przesadzasz. Nawet dziwki z niej nie będzie.
- Zobaczymy - odpowiedział mu i złapał moje biodra. - Spodobała mi się ta szmata. Niby taka nie winna.
- Trzymaj - brunet o niebieskich oczach  rzucił mu strzykawkę, którą wbił w moją nogę.
Ciało osunęło się na ziemię, a umysł ogarnęła ciemność.
~*~
Śmierć wyobrażałam sobie inaczej. Spokojną, we śnie, ze starości. Normalną i bezbolesną. Ale to co teraz przechodziłam ani trochę nie przypominało moich wyobrażeń. Piekło na ziemi. Tak to odczuwałam. Bo nic innego oprócz bólu mi nie towarzyszyło. Po 6 uderzeniach w twarz, przestałam liczyć. Po następnej serii w brzuch, przestałam myśleć. Byłam w starym magazynie na zimnej podłodze. Moje usta co chwila wypluwały kolejną ilość krwi. Wymiotowałam czerwoną cieczą cały czas. Ale on nie miał granic. Szarpnął mną i rzucił o ścianę. Któraś z kości, ta bardziej krucha, złamała się a ja krzyczałam jak zarzynana nożem. Klęknął przy mnie i złapał mój podbródek. 
- Przeproś. Przeproś, że uciekłaś - wysyczał ciągnąc za moje włosy.
Chciałam już końca. Chciałam, żeby mnie zabił, ale tego nie zrobił. 
- Przepraszam Harry. Powtórz. 
Spojrzałam na niego zdesperowana i przestraszona. Jaki ja mogłam mieć wybór?
- Przepraszam Harry - wysapałam i złapałam ostatni oddech.
Czy to koniec?
Obudziło mnie słońce, którego promyki wkradły się do pomieszczenia. Podniosłam powieki rozglądając się. Przyjemna sypialnia, ciepło i ładny zapach. To na pewno nie był magazyn, w którym przeżyłam najgorsze męczarnie. Gdzie byłam? Co się ze mną działo? Moje myśli toczyły ze sobą walkę, gdy ktoś otworzył drzwi. Zobaczyłam sylwetkę bruneta, który miał w restauracji strzykawkę i odruchowo podniosłam się do pozycji siedzącej.Zaraz potem przeszył mnie mocny ból. Ogromny. Opadłam na łóżko z głośnym krzykiem. Chłopak podszedł do mnie i usiadł obok.
- Spokojnie Ariel. Nic ci nie zrobię. Miałaś nastawiany obojczyk kilka dni temu. Morfina przestała działaś - mówił bardzo łagodnie.
- Gdzie on jest? - spytałam cicho.
- W burdelu. Zajmuje się dziewczynami. Tu jesteś na razie bezpieczna.
Patrzyłam na niego mało rozumiejąc. Co znaczyło dla niego bezpieczna? Chyba grają w jednej drużynie, to czemu chce mnie chronić?
- Czego on ode mnie chce?
- Żebyś była jego. Nie mogę mu w tym przeszkodzić, ale postaram ci się pomóc.
Pokiwałam głową. Nie miałam co się silić na słowa, nie miałam już sił. Mam nadzieję, że mama poszła na policję - przemknęło mi przez myśl. Chciałam wrócić do domu. Chciałam być bezpieczna. Chciałam spać. 
~~~~~~~~*~~~~~~~~ 
Eh...:( przykro mi, że tak mało osób komentuje ( stara śpiewka Ali) Ale taka prawda. Jest Was tak wiele, a ostatni rozdział to..tadadadam...12 komentarzy. Serio? No serio? Ughhh znajcie moje dobre serce, bo zrobiłam dla Was bloga. ZAPRASZAM ( historia pisana na innym koncie ale to ja!)

niedziela, 17 listopada 2013

3. The one that got away.

Music
-Tak trudno przywrócić czystość i niewinność
Drugiego dnia mojego pobytu w szpitalu, lekarz oznajmił, że mogą mnie wypisać. Szczęśliwa, że wyjdę, ale zaniepokojona iż spotkam prześladowcę, ubierałam się. Odwiedzał mnie i pilnował, ale dziś nie przyszedł. Skorzystałam z okazji i jak najszybciej opuściłam to miejsce. Jednym z autobusów dotarłam do domu. Mama wzięła mnie w ramiona płacząc. Nie wiedziała co się ze mną działo przez ten czas. Gdzie byłam, co robiłam. Wszystko zgłosiła na policję, a gdy mi to przekazała serce przestało bić. Zgłosiła moje porwanie, musieli mnie szukać...
- Zadzwoń i powiedz że już jestem - prosiłam
- Ale gdzie byłaś? Co się działo?
- Mamo zadzwoń...
- Odpowiedz do cholery! - wybuchnęła płaczem.
- W szpitalu...
- Jak to w szpitalu?
- Zadzwoń na tą pieprzoną policję! - krzyknęłam zdenerwowana.
Nie poznawała mnie i mojego zachowania. Sięgnęła po telefon, a ja pobiegłam na górę zamykając się w pokoju. Usiadłam pod drzwiami chowając twarz w dłoniach. To sen, to sen...prawda? Tak mi się wydawało. Czym zawiniłam? Ciągnęłam się za włosy próbując to sobie jakoś poukładać.Przeniosłam się na łózko i rozpłakałam w poduszkę. Nie mogę ciągle żyć strachem. Muszę zacząć funkcjonować. Może o mnie zapomniał? Dał sobie spokój. Przecież go dzisiaj nie było. Zapłakana i zmęczona siedziałam tak bardzo długo. Moja mama przyniosła mi obiad, ale nawet go nie tknęłam. Żołądek nie współpracował. Próbowałam się oderwać od ciągłego myślenia. Wzięłam książkę i zaczęłam się uczyć. Wrócić do normy, to było teraz dla mnie najważniejsze.
Nie mogłam udawać nienormalnej. Postanowiłam jutro iść do szkoły. Pokazać, że żyję. Rano nie zjadłam nim. Ubrana w czarną, prostą sukienkę, a pod nią białą bluzkę z kołnierzykiem poszłam do szkoły. Siedziałam na lekcjach udając skupioną , choć wcale tak nie było. Wszystko mijało bardzo szybko. Było spokojnie i po prostu normalnie.
Wyszłam ze szkoły nie zamieniając słowa z żadną z koleżanek. Jeszcze nie teraz. Patrząc w chodnik szłam przed siebie.
- Ekhem - usłyszałam odkaszlnięcie.
Uniosłam wzrok i bardzo tego żałowałam. Znowu stał przede mną. Skończył palić papierosa i oparł się o motor.
- Jak się czujesz? - spytał łagodnie, ale nie szczerze.
- Zostaw mnie - pisnęłam.
- Nie mów co mam robić - warknął wściekły. - Wsiadaj.
Pokiwałam przecząco głową cofając się. Oczy mu pociemniały i napiął mięśnie. Szarpnął za moją rękę i przyciągnął do siebie. Wsiadł na maszynę, a mnie posadził za sobą trzymając jedną moją dłoń na swoim pasie, abym nie spadła. Po chwili ruszył. Przez prędkość z jaką jechał musiałam się go złapać. Wyprzedzał auta na drodze i kierował się w inną dzielnicę. Po pół godzinie zatrzymał motor i ściągnął mnie ciągnąc do jakiegoś domu. Byłam przerażona i szłam kompletnie niewiedząc gdzie.
W środku willi jak się okazało było 4 chłopaków i panienki. Wiele dziewczyn w moim wieku, ale i kobiet starszych nieco. Wszystkie były dziwkami. Nie było trudno się tego domyślić po ich strojach. Wiedziałam że mnie to czeka i tak bardzo tego nie chciałam.
- Zapoznaj się z koleżankami - popchnął mnie.
Stanęłam w miejscu patrząc na wszystko dookoła mnie . Podeszła do mnie jakaś ruda, niższa trochę ode mnie. Miała mocny makijaż i krótką, czerwoną sukienkę.
- Jestem Emilia. Chodź. - pociągnęła mnie do jakiegoś pokoju. 
- Jesteś tu bo chcesz?
- Tak. - wzruszyła ramionami. - Szef mówił, że dojdzie jakaś nowa. Jak masz na imię?- włożyła do ust gumę.
- Ariel...- powiedziałam niepewnie- Jesteś w stanie....nie ważne.
- Rozbierz się. Wybiorę ci strój.
- Nie chce - powiedziałam szybko
- Coś mówiłaś? - w drzwiach stanął mężczyzna patrząc na mnie wrogo. - zdejmuj to.
Patrzyłam na niego i bałam się coraz bardziej. Po chwili już miałam na sobie to co dała mi dziewczyna.Szarpnął mnie za ramię i obrócił plecami. Rozwiązał mi włosy i opuścił na barki.
- Dobra, na wieczór jesteś gotowa.
Te słowa były okropne. Znowu ledwo powstrzymywałam łzy.  Zostaliśmy sami. Zlustrował mnie wzrokiem zdejmując marynarkę.
- Jesteś dziewicą?
- To osobiste pytanie
- Teraz kurwa jesteś moja i pytam cię o coś.
- Tak - popatrzyłam w bok
- A no to zaraz przestaniesz być - rozpiął swoją koszulę.
- Nie, nie, nie...
- Rozbierz się i nawet nie dyskutuj.
- Harry - drzwi się otworzyły i stanął w nich inny brunet.
- Nie przeszkadzaj teraz. - syknął i znów zostaliśmy sami.
 - Po co? Przecież i tak za chwilę mnie komuś sprzedaż
- Ale nie jako dziewice. Rozbieraj się nie będę powtarzał
- Nie chce rozumiesz?!
- A mnie nie obchodzi co ty chcesz? - popchnął mnie na stolik, tak że walnęłam plecami i upadłam na ziemię.
- Zostaw....- próbowałam uciec
Pociągnął mnie za sukienkę i rzucił na łóżko.Wiedziałam że mu nie ucieknę i to mnie przerażało Ale ja nie chciałam mu się oddać. Tak bardzo się bałam. Złapałam powietrza i odepchnęłam go czego się nie spodziewał. Nie zważając na ból wybiegłam z tego domu. Biegłam najszybciej jak tylko mogłam nie patrzyłam nawet gdzie
Musiałam stamtąd uciec. Wiedziałam, że mnie znajdzie. Nie miałam jednak wyjścia. Ktoś się zatrzymał na ulicy i mimo mojego wyglądu pomógł mi dotrzeć do domu. Wpadłam zamykając się.
- Co się... Ariel jak ty wyglądasz?! - w progu stanął mój brat.
Wyminęłam go i pobiegłam do siebie
Harry
Znajdę dziwkę i zabiję. Stałem w pokoju głęboko oddychając równocześnie zaciskając pięści. Wyszedłem z pomieszczenia zbiegając na dół.
- Stary chodź. - zawołał mnie Louis;.- Wieczorem pojedziemy do klubu, zapomnij o tej małej.
- Nie ma mowy, zapłaci
- To zwykła gówniara. Są lepsze.
Warknąłem cicho i wybiegłem jej szukać.
~~~~~~~*~~~~~~
Przepraszam, że dawno nie dodawałam rozdziału. Nie miałam czasu. :)
Zapraszam
 Found
Soldier without a heart 

sobota, 2 listopada 2013

Trailer ( druga generacja)

2. Story of my life.



- Ja jak marionetka, której życie jakiś marny aktor dał
Zaplątana w swoje długie sznury, niepotrzebna, porzucona w kąt.

Lampy szpitalne świeciły nad moją głową. Mrugałam oczami wyostrzając obraz. Ręce miałam zaciśnięte na białej kołdrze. Jak się tu znalazłam? Pamiętam ... pamiętam. Byłam na ulicy, uciekałam przez zabójcami i upadłam. Ktoś mnie.znalazł.
Podniosłam się widząc postać przy oknie. O Boże nie...Mężczyzna odwraca się do mnie. Zielone oczy, jasne nie ciemne tak.wcześniej, patrzą na mnie w dziwny sposób. Podszedł bliżej i stanął nade mną.
- Jak się czujesz? Nadal w szoku?- spytał łagodnym głosem.
- Jak się tu znalazłam?
- Znalazłem cię. - usiadł na moim łóżku i złapał moje nadgarstki. - Posłuchaj dziewczynko - jego ton głosu się zmienił. - Nie radzę nikomu wspominać o tym co widziałaś.
- Tam zginął człowiek..
- No i co z tego?
- Jak się tu znalazłam?
- Znalazłem cię. - usiadł na moim łóżku i złapał moje nadgarstki. - Posłuchaj dziewczynko - jego ton głosu się zmienił. - Nie radzę nikomu wspominać o tym co widziałaś.
- Tam zginął człowiek..
- No i co z tego?
- Nie powiem.
- Wiesz co-dotknął mojego policzka.- Od dzisiaj jesteś w mojej grupie. Będę cię miał na oku. Zaczniesz pracować, zarabiać. Co ty na to- spojrzał na kartę badań - Ariel?
- Nie chce mieć z wami nic wspólnego
- Trzeba było tam nie stać dziwko .
- Nikomu nie powiem
- Oczywiście, że nie. Oczywiście że nie pójdziesz na policję.
- Zostaw mnie
- Nie rozkazuj mi.- dostałam w twarz .
Aparatura obok mnie zaczęła głośno piszczeć. Wpadli lekarze a mężczyzna szybko się odsunął. Coś mi dali i mówili do mnie. Bałam się jak cholera
- Niedługo cię wypuścimy. Nie możesz się denerwować .
- Jasne.
- Ja ją przypilnuje- odezwał się brunet
Chciało mi się krzyczeć o pomoc. W co ja się wpakowałam. Lekarze wyszli a chłopak zmierzył mnie wzrokiem.
- Przecież nic nie zrobiłam.
- złe miejsce zły czas.
- Zabijesz mnie?
- Nie. Powiedziałem ci już. Będziesz u mnie pracować .
- A jak nie?
- To cię zabije ale najpierw twoją rodzinę
- co oni do tego mają ? O niczym nie wiedzą
- Ale ty wiesz. Głupia jesteś Ariel
- Nie obrażaj mnie
- Chcesz dostać w drugi?- warknął Pokazując na mój policzek
Nic nie powiedziałam tylko pokiwałam przecząco głową
- Ile ty masz lat?
- 18/
- To świetnie. Potrzebuje młodej na ulice.
- Jak to?- momentalnie na niego popatrzyłam.
- Co jak to? Praca jak praca ..
- Nie chce być dziwką
- To nie koncert życzeń. Ja nie chce mieć problemów przez gówniarę .
- Przecież mówię że nic nie powiem, chcę żyć
- Ale ja ci nie wierzę. Pójdziesz na policję oo jakimś czasie bo ci sumienie będzie kazać
- To chore
Wzruszył ramionami wyglądając zza okno. Ja nawet nie wiedziałam kim on jest. Wiedziałam jedno, nic dobrego nie przyniesie mi znajomość z nim. Nie był dobrym człowiekiem. Był zły. To co chciał mi zrobić było czymś... Dlaczego akurat ja? Czemu ja się tam znalazłam. Żałuję, że się zatrzymałam i na to patrzyłam. 
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Przepraszam, że taki krótki, ale mam nadzieję że Wam się podoba :)  

wtorek, 29 października 2013

1. Criminal( Druga generacja)


 
-Tysiące wylanych łez nie przywrócą już życia
Szłam ciemną ulicą Londynu. Moja sylwetka nikła w smugach deszczu, który uderzał o chodnik miasta. Rozdygotane ręce wsunęłam do kieszeni spodni. Było zimno, co powodowało drżenie mojego ciała. Dawno byłabym już w domu, gdyby nie to, że w szkole podmieniłam zeszyt koleżanki ze swoim. Całkiem przypadkiem. Musiałam jej jeszcze dziś to oddać, aby mogła przygotować się do sprawdzianu i odrobić zadania. Wtedy nie przypuszczałam, że podmiana zeszytu zmieni moje życie.
Krople deszczu zacinały jeszcze bardziej, a ja zamykałam oczy. Obraz mi się rozmazywał gdy szłam. Bluza przemokła już całkowicie, chyba nie wstanę jutro z łóżka przez tą pogodę. Przyśpieszyłam kroku, kiedy czarny samochód przejechał mi drogę. Cofnęłam się z przejścia szybko oddychając. Prawie mnie zabił! Idiota no - krzyczałam wściekła w myślach. Zanim się ocknęłam i ruszyłam dalej, usłyszałam strzał.
Jeden...
Drugi...
Krzyk bólu
Trzeci...
Już po drugim strzale, obróciłam głowę w stronę samochodu. Trzech mężczyzn stało na chodniku przy ciele jakiegoś chłopaka. Kulił się krwawiąc. Wtedy brunet, co dostrzegłam w ciemności, w długim czarnym płaszczu, wyjął broń i wykonał ostateczny strzał. Człowiek leżący na chodniku nie żył. Wargi drgały przerażone, nie mogłam złapać oddechu, ani ruszyć się z miejsca. Właśnie w tam tej chwili byłam świadkiem morderstwa. Nigdy nie miewałam nawet takich koszmarów, a sama tego doświadczyłam. Moja klatka zaczęła się poruszać, a rozum funkcjonował. Nie mogłam tak tu stać do cholery! Spojrzałam na rejestrację auta zapamiętując ciąg liczb i liter. Byłam przy drugim powtarzaniu, gdy mnie zobaczyli. Mulat i dwóch brunetów, zupełnie różnych od siebie ruszyli w moją stronę. Widziałam wściekłość na ich mrocznych twarzach, a strach znów mnie sparaliżował.
- Stój!- warknął mężczyzna w płaszczu wyjmując broń. Nie, Ariel musisz uciekać. Stanął przede mną. Brązowe loki, ostre ale ładne rysy twarzy i przerażające zielone oczy. Tak wyglądał zabójca. Odepchnęłam go, gdy tylko się zbliżył. Biegłam co sił w nogach, ale z trzema miałam nikłe szansę. Za sobą słyszałam wiązanki przekleństw i pisk opon. Świetnie, dogonią mnie autem. Przerodziłam sprint w szybszy sprint i zgubiłam ich. Stanęłam w jakiejś uliczce dociskając się do muru. To jakiś koszmar. Dlaczego akurat to ja tam byłam? Daliby mi 5 minut, poszłabym dalej i tyle.
Otarłam łzy i uspokoiłam oddech. Wszystko już dobrze Ariel. Jutro pójdziesz na policję - rozmawiałam ze sobą wracając do domu. Ulewa ucichła. Samochody nie jeździły. Czułam, że było mi gorąco. Duszno. Dusiłam się. Zatrzymałam swój chód łapiąc za klatkę. Będę krzyczeć o pomoc, ale nikt nie usłyszy. Duszę się!- krzyknęłam w głowie a potem upadłam. Twardy asfalt spowodował był w biodrze. Zamknęłam oczy nie wiedząc gdzie, odpływam.
~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział nowego opowiadania Was zachęci :)

poniedziałek, 28 października 2013

Prolog ( Druga generacja)

Na tych ścianach napisane są historie których nie mogę wytłumaczyć
Zostawiam moje serce otwarte ale zostają puste dni
Nigdy bym się nad tobą nie znęcał
Och, nie jestem kryminalistą
Mówię w innym języku, ale nadal słyszę Twoje wołanie
Pozwól mi być tym, który rozpali ogień w twoich oczach
Byłaś samotna, nawet mnie nie znasz
Ale czuję, że płaczesz
W mej pamięci, wszystkie drobiazgi
Jak sztylety utkwione w umyśle
W mej pamięci, w czasie gdy głowa krwawi
Słowa, których już nigdy nie zaznam
Ponieważ odwróciłeś swą twarz
I teraz nie mogę Cię już poczuć
Odwróć swą twarz
Więc nie będę musiała Cię dłużej oglądać
Odejdź, póki nie stoisz pod moimi drzwiami
Odwróć swą twarz, odejdź i zostań
Odwróć swą twarz 
Tak bardzo chciałam Ci je powiedzieć, ale nie potrafiłam 

Kiedy każą biec, chwilę wstrzymaj się
Kiedy wojnę chcą, śpiewaj pośród łąk
Kiedy mówią, jak śnić, lepiej wymazać sny i tak
Kiedy mówią, jak żyć, zamknij oczy i skacz
Kiedy gubi nas natłok małych spraw
Kiedy potok snów w krople zmienia czas
Śpiewaj pod niebem gwiazd, nie oczekując braw
Jeśli dobrze to znasz, znasz też i mnie
Zrób co się da, co tylko się da,
Niech nasza bajka trwa,
Chcę jak księżniczka z księciem mknąć po niebie.
Przez siedem mórz, gór, ulic i rzek,
Gdy inni mówią nie,
Będziemy biec do siebie.
~~**~~
Słuchajcie. Wpadłam na pomysł i piszę to opowiadanie na tym blogu, ponieważ
 jest tak jakby z podobną fabułą. Znaczy jest o TAKIM Harrym :D
Przepraszam, że nie o Zaynie ale nie umiem o nim pisać i nic by nie wyszło.
W ZAKŁADKACH JEST : WYSTĘPUJĄ ( DRUGA GENERACJA)- TO BOHATEROWIE
ASK BĘDZIE DZIAŁAŁ NA OBA OPOWIADANIA. TO O ARIEL I TO O ROSE.

niedziela, 27 października 2013

Pytanie do Was

Niedawno skończyłam tego bloga z wielkim bólem. Byłam przywiązana do historii Rosemary i chciałam zapytać czy chcielibyście takie podobne opowiadanie. To znaczy:
- gangsta.
- Harry lub też Louis jako głowni bohaterowie.
- i jakbyście mogli podsunąć jakiś pomysł. Jak to widzicie?

sobota, 26 października 2013

Nowy blog

Zdziwiło mnie to, że mimo iż dałam link ( dużymi literami) pod epilogiem do nowego opowiadania to wy piszecie że czekacie na nowy blog... O_o... No dobra więc dla tych co przegapili.

czwartek, 24 października 2013

Epilog

Twoje usta są jak rewolwer strzelający kulami w niebo.
Twoja miłość jest jak żołnierz, oddana aż do śmierci.
I patrzyłem w gwiazdy przez długi, długi czas.
Gasiłem płomienie przez całe moje życie.
Wszyscy chcą zapłonąć, ale boją się poparzyć.
A dzisiaj jest nasza kolej.
Czy to przyszło naturalnie?
Gdy jesteś milion mil od domu
Gdy próbujesz wszystkiego tak ostrożnie
Aby żyć życiem, które nie jest Twoją własnością
Uciszyłam oceany
Przesunęłam góry
By powiedzieć : "Kocham Cię"

Zrozumiałem - by żyć musisz chwytać dzień
Wstań by biec, bo istnieć nie znaczy żyć
Weź się w garść, ten dzień jest twoim dniem
A wierzę, że będzie dla każdego z nas piękno w naszych sercach
 Więc nie zajmuj już tym swoich małych ślicznych myśli
Ludzie rzucają kamieniami w rzeczy, które błyszczą
I życie sprawia, że miłość wydaje się trudna
Stawki są wysokie
Rzeki rwące
Ale ta miłość jest nasza
 Nie uda nam się mieć wszystkiego na raz,
Coś kończy się żeby coś mogło trwać,
Ta brakująca część ukryta tu gdzieś,
Do pełni szczęścia brak nam jej
Nie uda nam się mieć wszystkiego na raz,
Los mówi stop i wracamy na start,
Coś kończy się, zaczyna się coś,
Uczymy się rozumieć to!  

 Bo choć zagadką jest co niebo ześle nam
tak bardzo chciałbyś znać odpowiedź na tych parę zdań
Bo choć zagadką jest co jeszcze przyjdzie znieść
linia życia wiąże nas linia życia naszych serc
 To właśnie koniec
Wstrzymaj oddech i policz do dziesięciu
Poczuj jak Ziemia drży, a potem
Usłysz jak me serce znów pęka

 ~~~~~~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~~~~~~
Boże... I kolejny epilog, kolejny koniec czegoś coś stworzyłam.
Powiem tak... Początkowo pisałam tą historię sama, ale przyzwyczajona do dialogów tylko ze strony
chłopaków poprosiłam o pomoc. Wiele osób mi pomagało i im dziękuję :)
Ale Wam też dziękuję. Za wsparcie, za komentarze, za to że byliście i czytaliście.
Smutno? Mi na pewno, ale ...
Coś kończy się żeby coś mogło trwać,
Proszę niech osoby, które czytały to opowiadanie i nie komentowały dziś wyjątkowo zostawią po sobie ślad. Dzięki :)
 A TERAZ KOLEJNA HISTORIA :
Skyfall

 
Szablon wykonała Clary G