- No na pewno -
prychnąłem. - Nie zapominaj, że jest nasze. Zastanów się co mówisz.
- A ja go nie chcę mieć z
Tobą wiesz ? - wyszła do ogrodu i siedziała na tym zimnie w samych szortach i
koszulce. Rzuciłem krzesłem o
ścianę. Uspokoiłem się i dopiero do niej wyszedłem.
- Wiesz, że cię kocham i
zrobię dla ciebie wszystko a ty mnie ranisz. Chcesz zabić człowieka, chociaż
prosiłaś abym ja tego nie robił. chcesz zabić nasze dziecko. DZIECKO, które
oboje kochamy. A to wszystko przez jedną kłótnie. Ty nawet nie chcesz dojść do
porozumienia, tylko zachowujesz się jak DZIECKO, które ma humorki. To nie jest
rozwiązanie.
- Bo nic nie wiesz, a
wtrącasz się w coś co Cie nie dotyczy ! Nawet nie wiesz co zrobiłeś ! Nie masz
pojęcia !
- Niby skąd mam mieć
kontakty do twojej rodziny?! Tak, chciałem żebyście się pogodzili ale ja nawet
nie wiedziałem z jakiego kraju dokładnie jesteś! Nic nie zrobiłem.
- To dlaczego kurwa powiedziałeś,
że oni tutaj przyjadą ?!
- Bo tak mnie właśnie
kochasz.
- O czym ty mówisz ?!
- Ja tylko blefowałem ,a
ty co chcesz zrobić? - Uderzyła mnie mocno w
twarz. Złapałem jej ręce i zaciskając
wargi, spojrzałem w jej oczy.
- Uspokój. Się. W końcu.
Nikt nie przyjeżdża.
- Nie dotykaj mnie gnoju.
Rozumiesz ? Między nami koniec.
- Na pewno. - prychnąłem.
- Powiedz mi w końcu prawdę. PRAWDĘ. Bo na tajemnicach to my nic nie zbudujemy
jak widzisz.
- Nie chcę Cie więcej
widzieć. - wyrwała mi się i poszła na górę. Wrzucała do walizek ciuchy. Swoje.
Nie te, które jej kupiłem.
- Ale wiesz, że ja cię
stąd nie wypuszczę? - oparłem się o drzwi. - Możesz naprawić to co zepsułaś.
- Nie chcę. Nie chcę nic
z Tobą naprawiać.
- Monic! - podszedłem do
niej i odwróciłem w swoją stronę. - Nie chcę, żebyś mnie zostawiała bo cię kocham i bez ciebie nie ma mnie. Taka
jest prawda, że jeden dzień rozłąki to cała wieczność. Wiesz czego chcę?
Jedynie tego, abyś mi zaufała i powiedziała prawdę. Zmanipulowałem, ale i tak
to nic nie dało. A ja nie chcę się kłócić. Chcę tylko wiedzieć co cię tak boli.
- Nie będziesz wiedział.
To nie jest Twoja sprawa. - zamknęła walizkę.
- Kochanie -
przyciągnąłem ją. - Przepraszam.
- Zostaw.
- Nie mogę. Nie będę się
też bawił w poetę. Po prostu przepraszam. Zostań.
- Po co ?
- Bo cię potrzebuję.
- I dlatego mną
manipulujesz ?! - miała łzy w oczach.
- Przepraszam - otarłem
je z policzków. - Nigdy więcej.
- Nie wiesz co przeszłam.
Nie miałeś nawet prawa o takim czymś wspomnieć.
- Proszę, nie denerwuj
się już. - położyłem dłoń na jej brzuchu.
- Uważam, że potrzebujemy
przerwy.
- Uważam, że nie umiem.
- Chcę spać sama.
- Dobrze - westchnąłem. Położyła się na łóżku. Pogłaskałem ją po włosach
i wyszedłem.
Kiedy wstałem rano razem
z Darcy jadły śniadanie.
- Jak się czujesz mała?
- Dobrze tatusiu.
- A ty? - usiadłem obok
brunetki. Wzruszyła ramionami.
Zaraz ją uduszę. Westchnąłem i oparłem
rękę na jej krześle.
- Co chcesz dzisiaj robić
Monic?
- Z Tobą nic.
- Cudownie. - Odłożyła widelec i poszła
do kuchni. Oparłem ręce na stole, a
na nich głowę. Kogoś. Dzisiaj. Zabiję.
- Mama zła ?
- Tylko trochę.
- Czemu ?
- Eh..nie ważne.
- Co zrobiłeś tatuś ?
- Głupstwo. - Poszło do ogrodu, a po
chwili przyniosła jakiegoś kwiatka.
- Idź przeproś mamusię. - Pocałowałem ją w czoło.
Nie wiem czy setny raz pomoże. Poszedłem do kuchni. Robiła kawę.
- Nie możesz pić kawy.
- I ?
- Przepraszam. -
przytuliłem ją. Stała jak kłoda. Nawet
mnie nie objęła, ani nic.
ALE przynajmniej znów nie
dostałem w twarz.
- Boże, co mam jeszcze
zrobić? Przecież nie chcę dla ciebie źle. Chcę ci pomóc.
- Jak ? Wracając
najgorszy koszmar ? Whow, w pomaganiu mi to jesteś zajebisty.
- Powiesz mi co się
stało?
- Nie.
- Więc już się nie
gniewaj. Przecież nie drążę.
- Powiedziałam, że
potrzebuję czasu. Czegoś nie zrozumiałeś
?!
- Tylko do czego ty
chcesz tego czasu? - ja jestem dziś kurwa jak oaza spokoju przy niej. - Gdy
wcześniej pytałem o twoich rodziców, nie robiłaś afery. Teraz tylko o nich
wspomniałem. Okay, miej czas. Kawy nie pij - wyszedłem z domu. Praca wzywała.
Sms. " Wypiłam kawę " Spokojnie..
jestem bardzo spokojny.
" Na zdrowie"
" Dzieciak się cieszy"
Wywróciłem oczami i
odłożyłem telefon na biurko. No ile tych papierów nagle się zebrało?!
~Louis~
Szefuńcio mnie wezwał do
siebie. Ciekawe po co. Jak się po chwili dowiedziałem, miałem mu pomagać w
rachunkach. Wkurwiony jak jasna
cholera.
- A Tobie co ? - spytałem wkładając mu długopis w ucho.
- Mi? Monic.
- Uuu.. nie lubi Ciee.
- Uuu zamknij sięę.
- Jesteś niemiły.
- Jestem wkurwiony! Nic
tej kobiecie nie zrobiłem, a ona na złość wszystko robi.
- Ciąża, te sprawy.
- Tak, tak. Pewnie.
Koszmar życia, ale ona nie powie bo nie.
- Są rzeczy, o których
się nie mówi.
- Ale nie trzeba robić
afery? Czy ja ją trzymam za włosy i każę się spowiadać?
- Jezu nie wiem, nie jest
babą. Chociaż cycuszki to bym chciał.
- Louis - jęknął.-
załamujesz mnie. Jak ona z tobą wytrzymuje.
- Zejdź ze mnie bo mi
duszno.
- Stańmy się gejami. Ty i
ja. Łatwo się dogadamy.
- Spierdalaj, kijem przez
szmate Cie nie tknę !
- I czego się drzesz?!
Obliczaj t..
- Louis jestem w ciąży -
do gabinetu wbiegła Avalon.
- Ciekawe z kim bo ja z
Tobą nie spałem.
- Jak przyszedłeś trzy
dni temu najebany,
- Jasne. Po pierwsze po
trzech dniach to się tego nawet wykryć nie da.
- Louis da - Harry
na mnie spojrzał. - Test możesz zrobić
nawet po 24 godzinach od stosunku, ale po tygodniu lepiej się można upewnić.
- Jak jesteś, to
usuniesz.
- Co?! - oboje krzyknęli.
- Ja dziecka niańczył nie
będę.
- To ja będę sama ale nie
usunę. Pojebało cię już do końca? - zła trzasnęła drzwiami.
Wyszedłem za nią.
- Czego ty ode mnie
oczekujesz ?
- Niczego - podawała
zamówienia.
- Dziewczyno ! - złapałem
ją w talii i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała.
- Odpowiedziałam. Puść
mnie.
- Ja sam jestem jak
dziecko. Nie wychowam go. Będzie takim samym debilem jak ja.
- Ja to dobrze wiem.
Kocham debila.
- Co ?
- No to.
- Kochasz mnie ?
- Niestety.
- O dzięki wiesz.
- Jak sam stwierdziłeś jesteś debilem.
- Cóż.. wychowasz mnie i
dziecko. - delikatnie ją pocałowałem.
- To będzie trudne
zadanie - oddała pocałunek i pokręciła głową. - Teraz przepraszam, ale rosół
stygnie. - Wróciłem do Harry'ego.
- Gratuluję tatusiu.
- Spierdalaj. Idź sobie
pilnuj Monic i się nią zajmij bo Cie nie lubi. - znów wsadziłem mu długopis w
ucho.
- Jak mnie nie chce
widzieć to jej sprawa, Tomlinson Kurwa
ile ty masz lat! - rzucił we mnie długopisem.
- 27. A co ? -
narysowałem mu kutasa na kartce gdzie robił obliczenia.
- Zachowujesz się gorzej
niż Darcy i Monic razem wzięte.
- Jesteś Harry Styles i
pozwalasz jakiejś przedszkolance wchodzić sobie na głowę ?
czytasz = komentuj
.
świetny rozdział jak zawsze :) zapraszam do mnie na nowy post http://myslespecyficznie.blogspot.com/2014/08/ale-probowaam.html :*
OdpowiedzUsuńCudowny *_*
OdpowiedzUsuńJeeej!! Genialne :**
OdpowiedzUsuńlou mnie rozwala !!
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuńomo :)
OdpowiedzUsuńŚwietny *.*
OdpowiedzUsuńhaha zostańmy gejami xd
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział ;) cudny :>
OdpowiedzUsuńHahaha
OdpowiedzUsuńZostańmy gejami :D
Nhe no oni mnie rozwalają! Hahaha :D
Czekam na następny :*
Buziaki :*
A.
super
OdpowiedzUsuń